Tydzień później
Oczami Marceliny
Nic nie zapowiadało tego, że słowa wróżki się sprawdzą. Jak codziennie wieczorem poszłam pobiegać do parku. W pewnym momencie zobaczyłam Łukasza. Nie byłby w tym nic dziwnego, gdyby nie blondynka, z którą się całował. Wpadłam w furię. Podbiegłam do nich i obydwojgu dałam w twarz. Ze łzami w oczach pobiegłam do domu i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co się stało.
Jak on mógł to zrobić? Nie potrafiłam tego zrozumieć. Jeszcze wczoraj mówił, że mnie kocha.
Podła świnia! W ciągu kilku minut w domu nie było już nic mojego. Wszystkie wspólne zdjęcia wrzuciłam do kominka. Nie rozumiem, jak on mógł to zrobić. Wychodząc z domu zostawiłam za sobą wszystko co miało z nim związek. Wszystkie plany i nadzieje legły w gruzach. Płacząc wsiadłam do samochodu i ruszyłam do Katowic.
Oczami Łukasza
Nie mogę uwierzyć w to co zrobiłem. Naprawdę kocham Marcelinę. Sasha to tylko chwila słabości. Nie chciałem nikogo skrzywdzić. Wracałem do domu z nadzieją, że jeszcze ją tam zastanę. Jednak przeliczyłem się. W środku nikogo nie było. Nasze wspólne zdjęcia paliły się w kominku. Usiadłem przed nim i zacząłem płakać. Straciłem Najważniejszą osobę w moim życiu. Straciłem Marcelinę.Jestem prawie pewien, że pojechała do siebie, do Katowic. Wziąłem najważniejsze rzeczy, wsiadłem do auta i postanowiłem tam jechać. Nie dam sobie bez niej rady, ona i Sara są dla mnie wszystkim.
Rok później
Oczami Łukasza
Nadal nie potrafię o niej zapomnieć. Sara także. Z tego co wiem od Agaty to układa sobie życie na nowo z kimś innym, beze mnie...nie jestem już w stanie nic zrobić. Wiele razy próbowałem jej to wszystko wyjaśnić, ale ona pozostawała nieugięta. Za dwa tygodnie wyprowadzam się z Dortmundu. Dostałem propozycję gry w Realu Madryt i się zdecydowałem. Może tam uda mi się zapomnieć i ułożyć życie na nowo, choć na pewno nie będzie to proste. Za bardzo ją kochałem, a właściwie to nadal kocham.
Oczami Marceliny
Jeszcze tylko kilka dni do mojego ślubu z Kubą. Poznaliśmy się już dość dawno na meczu. To on był dla mnie największym wsparciem gdy rozstałam się z Łukaszem. Teraz śmiało mogę stwierdzić, że to on trzymał mnie przy życiu i nadal trzyma. Moje stosunki z tatą również się poprawiły. Nie jest nie wiadomo jak, ale na pewno lepiej niż kilka miesięcy temu. Z Magdą znalazłam wspólny język i różnica wieku między nią a tatą przestała mi przeszkadzać. Od Błaszczykowskich wiem, że Łukasz za kilka tygodni będzie graczem Realu. Mimo tego co mi zrobił życzę mu jak najlepiej i mam nadzieję, że tak jak ja odnajdzie szczęście.
Teraz nie pozostało mi nic innego jak przygotowania do wesela. Myślę, że historia z Łukaszem była mi pisana, bo gdyby nie to za kilka dni nie miałabym zaszczytu zostać panią Kosecką.
----------------------------------------------------------------------
Dziękuję Marzenie Jaz za pomoc w napisaniu tego ostatniego rozdziału :)
Podziękowania również dla:
-zanetka348
-WildChild09
-Aleksandry Siemieniec
-Izy Tarnoś
-Isabell Błaszczykowskiej
-lolaaa
za to, że zawsze czytałyście to opowiadanie.
Możecie znaleźć mnie teraz tu: http://robert-anna-story.blogspot.com/
Odwiedziny:
środa, 27 marca 2013
piątek, 22 marca 2013
Rozdział 17
Łukasz
Obudziłem się w momencie gdy ktoś mną potrząsał.
-Marcelina?!-krzyknąłem tak głośno, że obudziłem chyba połowę Dortmundu.
-Spokojnie. Chyba coś złego Ci się śniło, bo strasznie krzyczałeś.
-Boże! To ty, naprawdę Ty. Już myślałem, że na zawsze Cię straciłem.-powiedziałem jak najszybciej umiałem i mocno ją przytuliłem.
-Wariacie! Udusisz mnie zaraz, a tak poza tym to nigdzie się nie wybieram, więc śpij dalej.
-Nie mogę, miałem okropny sen i nie dam rady.
-To jak nie zaśniesz to opowiedz mi ten sen.
-Śniło mi się, że Cię zdradziłem, ty wyjechałaś i popełniłaś samobójstwo...już nigdy więcej cię nie mógłbym zobaczyć, dotknąć...
-Oj Łukasz, Łukasz. Nigdy więcej nie oglądasz Titanica! Nigdy! A teraz dobranoc.-powiedziała śmiejąc się i odwróciła się w druga stronę układając się do snu. Poszedłem w jej ślady i przytulając się do mojej ukochanej zasnąłem.
Marcela
Rano obudziłam się jako pierwsza. Łukasz jeszcze spał. Zeszłam na dół a tam Sara oglądała bajki w salonie.
-Nie śpisz już słonko?
-Nieee. Obudziłam się wcześniej, bo Tuńczyk* nie dawał mi spać. Nakarmiłam go i przyszłam oglądać Bolka i Lolka.
-A co chcesz na śniadanie?
-Naleśniki.-powiedział za nią Łukasz stojący przy schodach.-Najlepiej z nutellą i polewą truskawkową.
-Zdaje mi się, że piłkarz powinien dbać o linię.-powiedziałam idąc w stronę kuchni.
-Ale jeśli w grę wchodzą Twoje naleśniki to nie ma diety.
-Hahaha. Zabawne. Chodź mi lepiej pomóc jeśli chcesz mieć kuchnię w całości.
-Twój superman już leci pani kapitan.-powiedział i zaczął biec do kuchni podskakując.
-Debil....
Po tym jak zjedliśmy śniadanie Łukasz odwiózł Sarę do przedszkola i sam pojechał na trening. Ja ogarnęłam trochę dom i zrobiłam zakupy. Ciągle chodziło mi po głowie to co Łukasz powiedział o swoim śnie. Zdradził mnie a ja popełniłam samobójstwo. Nie to jakaś paranoja-pomyślałam. Jednak po chwili zmieniałam zdanie i byłam już w drodze do wróżki. Tak ja Marcelina Wasilewska szłam do jak miałam w zwyczaju to nazywać " pustej złodziejki" żeby dowiedzieć się 'prawdy' o swoim związku. Niepewnie weszłam do środka.
Jednak od razu tego pożałowałam.
-Chcesz znać prawdę?
-Tak.
-Jesteś pewna?
-Tak!
-A więc, widzę.... widzę kobietę, blondynkę...z mężczyzną.
-I?
-I śmierć. Bolesną, w cierpieniach....-nie dałam jej dokończyć.
-Pieprzysz głupoty idiotko!-krzyknęłam i wybiegłam z jej "gabinetu".
Starałam się zapomnieć o tym co mi powiedziała, ale nie potrafiłam. A co jeśli ma rację? A co jeśli sen Łukasza i jej słowa to jakaś zapowiedź? Zapowiedź czegoś strasznego? Zapowiedź mojego końca?
----------------------------------------------------------
Przepraszam Was za wszystkie łzy, które wylałyście przy
ostatnich rozdziałach. Nie mogłam od razu napisać, że to
wszytko to tylko sen Łukasza.
A tak zbaczając z tematu opowiadania to jestem mega
dumna z dzisiejszego gola Łukasza. <3 Nie wygraliśmy,
ale Piszczu jest mistrzem. :D
Obudziłem się w momencie gdy ktoś mną potrząsał.
-Marcelina?!-krzyknąłem tak głośno, że obudziłem chyba połowę Dortmundu.
-Spokojnie. Chyba coś złego Ci się śniło, bo strasznie krzyczałeś.
-Boże! To ty, naprawdę Ty. Już myślałem, że na zawsze Cię straciłem.-powiedziałem jak najszybciej umiałem i mocno ją przytuliłem.
-Wariacie! Udusisz mnie zaraz, a tak poza tym to nigdzie się nie wybieram, więc śpij dalej.
-Nie mogę, miałem okropny sen i nie dam rady.
-To jak nie zaśniesz to opowiedz mi ten sen.
-Śniło mi się, że Cię zdradziłem, ty wyjechałaś i popełniłaś samobójstwo...już nigdy więcej cię nie mógłbym zobaczyć, dotknąć...
-Oj Łukasz, Łukasz. Nigdy więcej nie oglądasz Titanica! Nigdy! A teraz dobranoc.-powiedziała śmiejąc się i odwróciła się w druga stronę układając się do snu. Poszedłem w jej ślady i przytulając się do mojej ukochanej zasnąłem.
Marcela
Rano obudziłam się jako pierwsza. Łukasz jeszcze spał. Zeszłam na dół a tam Sara oglądała bajki w salonie.
-Nie śpisz już słonko?
-Nieee. Obudziłam się wcześniej, bo Tuńczyk* nie dawał mi spać. Nakarmiłam go i przyszłam oglądać Bolka i Lolka.
-A co chcesz na śniadanie?
-Naleśniki.-powiedział za nią Łukasz stojący przy schodach.-Najlepiej z nutellą i polewą truskawkową.
-Zdaje mi się, że piłkarz powinien dbać o linię.-powiedziałam idąc w stronę kuchni.
-Ale jeśli w grę wchodzą Twoje naleśniki to nie ma diety.
-Hahaha. Zabawne. Chodź mi lepiej pomóc jeśli chcesz mieć kuchnię w całości.
-Twój superman już leci pani kapitan.-powiedział i zaczął biec do kuchni podskakując.
-Debil....
Po tym jak zjedliśmy śniadanie Łukasz odwiózł Sarę do przedszkola i sam pojechał na trening. Ja ogarnęłam trochę dom i zrobiłam zakupy. Ciągle chodziło mi po głowie to co Łukasz powiedział o swoim śnie. Zdradził mnie a ja popełniłam samobójstwo. Nie to jakaś paranoja-pomyślałam. Jednak po chwili zmieniałam zdanie i byłam już w drodze do wróżki. Tak ja Marcelina Wasilewska szłam do jak miałam w zwyczaju to nazywać " pustej złodziejki" żeby dowiedzieć się 'prawdy' o swoim związku. Niepewnie weszłam do środka.
Jednak od razu tego pożałowałam.
-Chcesz znać prawdę?
-Tak.
-Jesteś pewna?
-Tak!
-A więc, widzę.... widzę kobietę, blondynkę...z mężczyzną.
-I?
-I śmierć. Bolesną, w cierpieniach....-nie dałam jej dokończyć.
-Pieprzysz głupoty idiotko!-krzyknęłam i wybiegłam z jej "gabinetu".
Starałam się zapomnieć o tym co mi powiedziała, ale nie potrafiłam. A co jeśli ma rację? A co jeśli sen Łukasza i jej słowa to jakaś zapowiedź? Zapowiedź czegoś strasznego? Zapowiedź mojego końca?
----------------------------------------------------------
Przepraszam Was za wszystkie łzy, które wylałyście przy
ostatnich rozdziałach. Nie mogłam od razu napisać, że to
wszytko to tylko sen Łukasza.
A tak zbaczając z tematu opowiadania to jestem mega
dumna z dzisiejszego gola Łukasza. <3 Nie wygraliśmy,
ale Piszczu jest mistrzem. :D
wtorek, 19 marca 2013
Rozdział 16
Łukasz
Właśnie lecimy na pogrzeb Marceli. Nie jestem w stanie z nikim rozmawiać, nadal nie dotarło do mnie to co się stało. Ciągle mam nadzieję, ze to tylko głupi sen i zaraz się z niego obudzę widząc ją śpiącą obok.
To wszystko jest wyłącznie moją winą. Gdybym nie postąpił tak wobec niej to nadal byłaby ze mną. Szczęśliwa...
Marcin (Wasyl)
Nigdy nie myślałem, że znajdę się na pogrzebie mojej siostry. Nigdy! Nie wiem jak dalej potoczy się moje życie bez niej. Bez osoby, z którą kłóciłem się całe dotychczasowe życie tylko po to aby za kilka godzin znowu być najlepszym przykładem rodzeństwa.
Na pogrzeb przyszła masa ludzi. Przyjaciele, rodzina, znajomi, a nawet ludzie, których nigdy wcześniej nie widziałem. Byli wszyscy piłkarze naszej reprezentacji, pomimo tego, że nie znała się z nimi wszystkimi. Byłem im bardzo wdzięczny za to wsparcie, które dawali mi, ojcu, a także Łukaszowi, który chyba najbardziej to przeżywa, bo nie rozmawia z nikim. Nawet z własną córką.
Po mszy w kościele wszyscy udali się na cmentarz. Paulina wygłosiła mowę, przy której nawet ja płakałem. Później przyszła kolej na mnie. Nie przygotowałem nic, bo w takich momentach sie o tym nie myśli. Powiedziałem to co myślałem:
Nie wiem co zrobię jak przyjadę do domu a jej nie będzie. Już nigdy nie powie mi, że nawaliłem. Nigdy mnie nie pocieszy. Miała tylko 20 lat. Dlaczego to musiała być ona? Wiem, że nikt z nas nie zna na to odpowiedzi. Nie zawsze była uśmiechnięta, ale ostatni rok był zapewne najlepszym w jej życiu. Jak napisała w swoim liście do nas w ostatnim czasie w jej życiu pojawił się ktoś kto wniósł do niego aż tyle ciepła i radości..Prosiła abyśmy nie płakali, nie smucili, nie obwiniali się. Zgodzę się z nią z braniem na siebie odpowiedzialności za jej śmierć, ale siostrzyczko jak po tobie nie płakać?! Napisałaś, ze na zawsze będziesz przy nas wszystkich, my Ciebie też nie opuścimy i zawsze będziesz dla nas ważna. A dla mnie nadal jesteś i będziesz moją malutką siostrzyczką.
Po mnie niespodziewanie zaczął przemawiać Łukasz. Większość z nas to zdziwiło, bo od kiedy powiedział Sarze o śmierci Marceli nie zamienił z nikim ani słowa.
Ostatni rok dzięki niej był dla mnie czymś wyjątkowym. Czymś co sprawiło, że moje życie nagle nabrało sensu. Popełniałem wiele błędów, ale ona zawsze mnie wspierała. Teraz gdy jej nie ma....nie wiem, po prostu nie potrafię. Kocham ją i zawszę będę niezależnie od wszystkiego. Bo to ona daje mi nadzieję na to, że warto, że warto żyć i nie poddawać się. Pamiętam jak jeszcze całkiem nie dawno powiedziała mi, że nie mogę się podać bo tak robią tylko ludzie nic nie warci. Więc dlaczego ty to zrobiłaś?-powiedział spoglądając na jej wielkie zdjęcie postawione obok wieńców.-Dlaczego?-zaczął płakać i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
Łukasz
6 miesięcy później
Nadal nie wróciłem do grania. Od ponad 5 miesięcy mieszkam z Sarą w Katowicach. Stąd mamy blisko na grób Marceliny. Jesteśmy tam codziennie. Rozmowy z nią są dla mnie ukojeniem. Zawsze gdy tam jestem czuję jej obecność. To właśnie dzięki temu postanowiłem dać sobie drugą szansę...nadal się obwiniam o jej śmierć, ale myśli o tym są już całkiem inne niż w dniu jej śmierci, pogrzebu. Coraz częściej moje myśli sięgają powrotu do Dortmundu, skończenia tej przerwy i powrotu do gry. Jednak jak na razie nie potrafię się na to zdecydować, nie mógłbym odwiedzać jej codziennie.
Siedzę właśnie w salonie i oglądam nasze wspólne zdjęcia. Wakacje, mecze, codzienność. Już nigdy tego nie poczuję. Znalazłem ten album w jej mieszkaniu w Katowicach. Postanowiłem go wziąć, nigdy wcześniej nia zaglądałem do niego. Dopiero dzisiaj się na to odważyłem. Jej uśmiechnięta twarz...zdjęcia jej, moje, Sary, nasze. Już nigdy nie przeżyjemy czegoś takiego. Na ostatniej stronie albumu jest biała koperta z moim imieniem. Nie wiem czy powinienem ją otwierać, ale ciekawość jest silniejsza ode mnie. Szybko rozpieczętowuję ją i zaczynam czytać list, który się w niej znajduje.
Kochany Łukasz.
Na pewno minęło już sporo czasu od mojej śmierci. W końcu ten album był głęboko schowany. Wiem, że dla nikogo z Was nie postąpiłam dobrze. Wiem, ze tym co zrobiłam zraniłam i Ciebie i Sarę, ale nie po to piszę ten list. Chciałam Ci w nim napisać, że ta decyzja nie była związana z Tobą. Od zawsze chciałam skończyć ze swoim życiem, ale nie potrafiłam zebrać się na taką odwagę. Poznałam Ciebie i pokochałam Cię jak nikogo innego. Nikt nie dał mi tyle szczęścia co Ty i Sara. Zawsze i wszędzie przy was będę.
Nie chcę, abyś się załamał i obwiniał. Proszę nie rób tak. Ułóż sobie życie na nowo. Znajdź sobie kogoś godnego Ciebie i Sary. Nie pozwól jej nigdy skrzywdzić, bo jest niesamowitym człowiekiem, tak samo jak ty. Oboje macie w sobie coś czego nie potrafię nazwać. Coś co sprawia, ze przy Was każdy jest szczęśliwy.
Mam do Ciebie dwie prośby, które musisz spełnić. Po pierwsze ułóż sobie życie na nowo i bądź szczęśliwy.
A po drugie nie poddawaj się i dąż do spełnienia swoich marzeń. Zostań najlepszym piłkarzem świata i pamiętaj o mnie.
Marcelina
Może nie było to coś niezwykłego, ale dało mi do myślenia. W ciągu kilku sekund podjąłem decyzję o swoim dalszym życiu. Wstałem, poszedłem do kuchni i zrobiłem to co powinienem w takiej sytuacji.
-------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję Wam za aż tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem :)
Postanowiłam, że teraz poprowadzę to opowiadanie tak jak będziecie chcieli.
A więc piszcie co chcecie, aby działo się w życiu Łukasza.
Właśnie lecimy na pogrzeb Marceli. Nie jestem w stanie z nikim rozmawiać, nadal nie dotarło do mnie to co się stało. Ciągle mam nadzieję, ze to tylko głupi sen i zaraz się z niego obudzę widząc ją śpiącą obok.
To wszystko jest wyłącznie moją winą. Gdybym nie postąpił tak wobec niej to nadal byłaby ze mną. Szczęśliwa...
Marcin (Wasyl)
Nigdy nie myślałem, że znajdę się na pogrzebie mojej siostry. Nigdy! Nie wiem jak dalej potoczy się moje życie bez niej. Bez osoby, z którą kłóciłem się całe dotychczasowe życie tylko po to aby za kilka godzin znowu być najlepszym przykładem rodzeństwa.
Na pogrzeb przyszła masa ludzi. Przyjaciele, rodzina, znajomi, a nawet ludzie, których nigdy wcześniej nie widziałem. Byli wszyscy piłkarze naszej reprezentacji, pomimo tego, że nie znała się z nimi wszystkimi. Byłem im bardzo wdzięczny za to wsparcie, które dawali mi, ojcu, a także Łukaszowi, który chyba najbardziej to przeżywa, bo nie rozmawia z nikim. Nawet z własną córką.
Po mszy w kościele wszyscy udali się na cmentarz. Paulina wygłosiła mowę, przy której nawet ja płakałem. Później przyszła kolej na mnie. Nie przygotowałem nic, bo w takich momentach sie o tym nie myśli. Powiedziałem to co myślałem:
Nie wiem co zrobię jak przyjadę do domu a jej nie będzie. Już nigdy nie powie mi, że nawaliłem. Nigdy mnie nie pocieszy. Miała tylko 20 lat. Dlaczego to musiała być ona? Wiem, że nikt z nas nie zna na to odpowiedzi. Nie zawsze była uśmiechnięta, ale ostatni rok był zapewne najlepszym w jej życiu. Jak napisała w swoim liście do nas w ostatnim czasie w jej życiu pojawił się ktoś kto wniósł do niego aż tyle ciepła i radości..Prosiła abyśmy nie płakali, nie smucili, nie obwiniali się. Zgodzę się z nią z braniem na siebie odpowiedzialności za jej śmierć, ale siostrzyczko jak po tobie nie płakać?! Napisałaś, ze na zawsze będziesz przy nas wszystkich, my Ciebie też nie opuścimy i zawsze będziesz dla nas ważna. A dla mnie nadal jesteś i będziesz moją malutką siostrzyczką.
Po mnie niespodziewanie zaczął przemawiać Łukasz. Większość z nas to zdziwiło, bo od kiedy powiedział Sarze o śmierci Marceli nie zamienił z nikim ani słowa.
Ostatni rok dzięki niej był dla mnie czymś wyjątkowym. Czymś co sprawiło, że moje życie nagle nabrało sensu. Popełniałem wiele błędów, ale ona zawsze mnie wspierała. Teraz gdy jej nie ma....nie wiem, po prostu nie potrafię. Kocham ją i zawszę będę niezależnie od wszystkiego. Bo to ona daje mi nadzieję na to, że warto, że warto żyć i nie poddawać się. Pamiętam jak jeszcze całkiem nie dawno powiedziała mi, że nie mogę się podać bo tak robią tylko ludzie nic nie warci. Więc dlaczego ty to zrobiłaś?-powiedział spoglądając na jej wielkie zdjęcie postawione obok wieńców.-Dlaczego?-zaczął płakać i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
Łukasz
6 miesięcy później
Nadal nie wróciłem do grania. Od ponad 5 miesięcy mieszkam z Sarą w Katowicach. Stąd mamy blisko na grób Marceliny. Jesteśmy tam codziennie. Rozmowy z nią są dla mnie ukojeniem. Zawsze gdy tam jestem czuję jej obecność. To właśnie dzięki temu postanowiłem dać sobie drugą szansę...nadal się obwiniam o jej śmierć, ale myśli o tym są już całkiem inne niż w dniu jej śmierci, pogrzebu. Coraz częściej moje myśli sięgają powrotu do Dortmundu, skończenia tej przerwy i powrotu do gry. Jednak jak na razie nie potrafię się na to zdecydować, nie mógłbym odwiedzać jej codziennie.
Siedzę właśnie w salonie i oglądam nasze wspólne zdjęcia. Wakacje, mecze, codzienność. Już nigdy tego nie poczuję. Znalazłem ten album w jej mieszkaniu w Katowicach. Postanowiłem go wziąć, nigdy wcześniej nia zaglądałem do niego. Dopiero dzisiaj się na to odważyłem. Jej uśmiechnięta twarz...zdjęcia jej, moje, Sary, nasze. Już nigdy nie przeżyjemy czegoś takiego. Na ostatniej stronie albumu jest biała koperta z moim imieniem. Nie wiem czy powinienem ją otwierać, ale ciekawość jest silniejsza ode mnie. Szybko rozpieczętowuję ją i zaczynam czytać list, który się w niej znajduje.
Kochany Łukasz.
Na pewno minęło już sporo czasu od mojej śmierci. W końcu ten album był głęboko schowany. Wiem, że dla nikogo z Was nie postąpiłam dobrze. Wiem, ze tym co zrobiłam zraniłam i Ciebie i Sarę, ale nie po to piszę ten list. Chciałam Ci w nim napisać, że ta decyzja nie była związana z Tobą. Od zawsze chciałam skończyć ze swoim życiem, ale nie potrafiłam zebrać się na taką odwagę. Poznałam Ciebie i pokochałam Cię jak nikogo innego. Nikt nie dał mi tyle szczęścia co Ty i Sara. Zawsze i wszędzie przy was będę.
Nie chcę, abyś się załamał i obwiniał. Proszę nie rób tak. Ułóż sobie życie na nowo. Znajdź sobie kogoś godnego Ciebie i Sary. Nie pozwól jej nigdy skrzywdzić, bo jest niesamowitym człowiekiem, tak samo jak ty. Oboje macie w sobie coś czego nie potrafię nazwać. Coś co sprawia, ze przy Was każdy jest szczęśliwy.
Mam do Ciebie dwie prośby, które musisz spełnić. Po pierwsze ułóż sobie życie na nowo i bądź szczęśliwy.
A po drugie nie poddawaj się i dąż do spełnienia swoich marzeń. Zostań najlepszym piłkarzem świata i pamiętaj o mnie.
Marcelina
Może nie było to coś niezwykłego, ale dało mi do myślenia. W ciągu kilku sekund podjąłem decyzję o swoim dalszym życiu. Wstałem, poszedłem do kuchni i zrobiłem to co powinienem w takiej sytuacji.
-------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję Wam za aż tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem :)
Postanowiłam, że teraz poprowadzę to opowiadanie tak jak będziecie chcieli.
A więc piszcie co chcecie, aby działo się w życiu Łukasza.
sobota, 16 marca 2013
Rozdział 15
Tak na wstępie ten rozdział w pełni dedykuję dziewczynie o nicku 'zanetka348'. Dlaczego jej? Za to, że jest ze mną od samego początku. Nie tylko tu, ale na każdym opowiadaniu, które piszę i pisałam. Twoje słowa pod każdym rozdziałem są niesamowitą otuchą i dają ogromną radość. Nie wiem jak mogę Ci za to podziękować...zawsze jak pojawia sie jakaś chwila zwątpienia to po przeczytaniu tego co piszesz w komentarzach od razu mija. Dziękuję za wszystko. <3
--------------------------------------------------------------------
(...)
otworzyłam drzwi od sypialni i zobaczyłam Łukasza. Nie był sam. Obok niego była jakaś wytapetowana blondyna. Zastałam ich w bardzo dwuznacznej sytuacji. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach i od razu wybiegłam z domu Łukasza. Słyszałam jego wołanie za mną, ale nie miałam zamiaru wracać. Wsiadłam do samochodu i odjechałam z piskiem opon. Nie chciałam jechać do Marco, bo wiedziałam, że będzie miał przeze mnie tylko niepotrzebne problemy. Poszłam na noc do jakiegoś pierwszego lepszego hotelu. Rano wiedziałam, że Piszczek ma trening więc pojechałam do jego domu zabrać swoje rzeczy. Tak jak przypuszczałam nie było go w środku. Spakowałam wszystko co należało do mnie, zostawiłam tylko to co dostałam od Łukasza. Rozejrzałam się po raz ostatni po domu. Zdjęłam z szyi łańcuszek, który zawsze podobał się Sarze i zostawiłam u niej na łóżku, wzięłam też z albumu jej zdjęcie i włożyłam bagaże do samochodu. Po 30 minutach byłam już poza Dortmundem. Wracałam do Katowic. Nie powiedziałam nikomu o mojej decyzji, bo wiedziałam, że oni wygadają się Łukaszowi. Po ponad 9 godzinach monotonnej jazdy byłam już w mieszkaniu. To tu wszystko się zaczęło, poznałam tu Łukasza. Zostawiłam rzeczy w przedpokoju i poszłam na cmentarz. Spędziłam tam całą noc. Siedziałam i rozmawiałam z mamą. Nie bałam się, bo wiedziałam, że ona nade mną czuwa i nie stanie mi się krzywda.
Około 4 nad ranem wstałam z ławki i poszłam w kierunku domu. Weszłam do środka i zakluczyłam drzwi.
Wyjęłam kartkę i zaczęłam pisać:
Nigdy nie byłam idealna, wiem o tym doskonale. Nigdy nie dawała z siebie wszystkiego. Jednak ostatnio w moim życiu pojawił sie ktoś kto wniósł do niego tyle ciepła i radości co nikt inny przez cały okres jego trwania. Powiedzcie jej, że ten łańcuszek, który zostawiłam na jej łóżku należy do niej.
Przeproście też ode mnie tatę i Magdę, za to, że nie zaakceptowałam ich związku. Przepraszam, ale nie potrafiłam. Całe życie krzywdziłam wszystkich po kolei, ale niestety taka zawsze byłam... nie chcę żebyście przeze mnie płakali. Nie chcę smutku i rozczarowania oraz obwiniania się. Uszanujcie chociaż to, potraktujcie to jako moją ostatnią wolę.
na zawsze będę przy Was wszystkich. Pamiętajcie!
Marcelina
Położyłam kopertę z listem na widocznym miejscu i wyjęłam z szafki tabletki. Łykałam wszystkie, które były. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie użyję żyletki, tak też było i w tym przypadku. Wzięłam kilka paczek leków nasennych i popiłam dużą ilością wody. Położyłam się na łóżku i zasnęłam....
Oczami Sary
Od kilku dni nie widziałam Marceli. Tatuś bardzo źle zrobił, że był w domu z tą panią. Nie znam jej i wcale nie była dla mnie miła, tatuś obiecał mi, że już nigdy więcej do nas nie przyjdzie i że Marcelinka wróci do nas już za niedługo. Nie wiem dlaczego ale w domku nie było żadnych jej rzeczy, był tylko jej łańcuszek z serduszkiem, który miała od swojej mamy, która umarła. Zostawiła go u mnie na łóżku. Nosiłam go cały czas przy sobie. Pytałam też cioci Agaty i Ewy i wszystkich wujków o ciocię, każdy z nich mówił, że wróci, ale minął już ponad tydzień, a jej dalej nie było. Nawet do mnie nie zadzwoniła. Było mi strasznie przykro. Kochałam go tak jak własną mamusię.
Zeszłam do kuchni i zobaczyłam, że tatuś płacze. Nie wiedziałam co się stało, gdy go o to pytałam nie odpowiadał mi nic. W końcu obrócił się w moją stronę i mocno mnie przytulił. Strasznie bałam się, że stało się coś złego, bo nigdy nie wiedziałam jak tatuś płacze.
-Co się stało?-pytałam kilka razy, aż w końcu tatuś mi odpowiedział
-Marcelina umarła, nie ma jej już.-powiedział i zaczął jeszcze bardziej płakać ja też.
Nie wierzyłam, ze już nigdy nie zobaczę jej uśmiechniętej i nie pobawię się z nią....
-------------------------------------------------------------------------------
Od razu mówię, ze to nie jest jeszcze koniec tego opowiadania. Mam w planach
jeszcze co najmniej 10 rozdziałów.
6-7 komentarzy=nowy rozdział.
--------------------------------------------------------------------
(...)
otworzyłam drzwi od sypialni i zobaczyłam Łukasza. Nie był sam. Obok niego była jakaś wytapetowana blondyna. Zastałam ich w bardzo dwuznacznej sytuacji. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach i od razu wybiegłam z domu Łukasza. Słyszałam jego wołanie za mną, ale nie miałam zamiaru wracać. Wsiadłam do samochodu i odjechałam z piskiem opon. Nie chciałam jechać do Marco, bo wiedziałam, że będzie miał przeze mnie tylko niepotrzebne problemy. Poszłam na noc do jakiegoś pierwszego lepszego hotelu. Rano wiedziałam, że Piszczek ma trening więc pojechałam do jego domu zabrać swoje rzeczy. Tak jak przypuszczałam nie było go w środku. Spakowałam wszystko co należało do mnie, zostawiłam tylko to co dostałam od Łukasza. Rozejrzałam się po raz ostatni po domu. Zdjęłam z szyi łańcuszek, który zawsze podobał się Sarze i zostawiłam u niej na łóżku, wzięłam też z albumu jej zdjęcie i włożyłam bagaże do samochodu. Po 30 minutach byłam już poza Dortmundem. Wracałam do Katowic. Nie powiedziałam nikomu o mojej decyzji, bo wiedziałam, że oni wygadają się Łukaszowi. Po ponad 9 godzinach monotonnej jazdy byłam już w mieszkaniu. To tu wszystko się zaczęło, poznałam tu Łukasza. Zostawiłam rzeczy w przedpokoju i poszłam na cmentarz. Spędziłam tam całą noc. Siedziałam i rozmawiałam z mamą. Nie bałam się, bo wiedziałam, że ona nade mną czuwa i nie stanie mi się krzywda.
Około 4 nad ranem wstałam z ławki i poszłam w kierunku domu. Weszłam do środka i zakluczyłam drzwi.
Wyjęłam kartkę i zaczęłam pisać:
Nigdy nie byłam idealna, wiem o tym doskonale. Nigdy nie dawała z siebie wszystkiego. Jednak ostatnio w moim życiu pojawił sie ktoś kto wniósł do niego tyle ciepła i radości co nikt inny przez cały okres jego trwania. Powiedzcie jej, że ten łańcuszek, który zostawiłam na jej łóżku należy do niej.
Przeproście też ode mnie tatę i Magdę, za to, że nie zaakceptowałam ich związku. Przepraszam, ale nie potrafiłam. Całe życie krzywdziłam wszystkich po kolei, ale niestety taka zawsze byłam... nie chcę żebyście przeze mnie płakali. Nie chcę smutku i rozczarowania oraz obwiniania się. Uszanujcie chociaż to, potraktujcie to jako moją ostatnią wolę.
na zawsze będę przy Was wszystkich. Pamiętajcie!
Marcelina
Położyłam kopertę z listem na widocznym miejscu i wyjęłam z szafki tabletki. Łykałam wszystkie, które były. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie użyję żyletki, tak też było i w tym przypadku. Wzięłam kilka paczek leków nasennych i popiłam dużą ilością wody. Położyłam się na łóżku i zasnęłam....
Oczami Sary
Od kilku dni nie widziałam Marceli. Tatuś bardzo źle zrobił, że był w domu z tą panią. Nie znam jej i wcale nie była dla mnie miła, tatuś obiecał mi, że już nigdy więcej do nas nie przyjdzie i że Marcelinka wróci do nas już za niedługo. Nie wiem dlaczego ale w domku nie było żadnych jej rzeczy, był tylko jej łańcuszek z serduszkiem, który miała od swojej mamy, która umarła. Zostawiła go u mnie na łóżku. Nosiłam go cały czas przy sobie. Pytałam też cioci Agaty i Ewy i wszystkich wujków o ciocię, każdy z nich mówił, że wróci, ale minął już ponad tydzień, a jej dalej nie było. Nawet do mnie nie zadzwoniła. Było mi strasznie przykro. Kochałam go tak jak własną mamusię.
Zeszłam do kuchni i zobaczyłam, że tatuś płacze. Nie wiedziałam co się stało, gdy go o to pytałam nie odpowiadał mi nic. W końcu obrócił się w moją stronę i mocno mnie przytulił. Strasznie bałam się, że stało się coś złego, bo nigdy nie wiedziałam jak tatuś płacze.
-Co się stało?-pytałam kilka razy, aż w końcu tatuś mi odpowiedział
-Marcelina umarła, nie ma jej już.-powiedział i zaczął jeszcze bardziej płakać ja też.
Nie wierzyłam, ze już nigdy nie zobaczę jej uśmiechniętej i nie pobawię się z nią....
-------------------------------------------------------------------------------
Od razu mówię, ze to nie jest jeszcze koniec tego opowiadania. Mam w planach
jeszcze co najmniej 10 rozdziałów.
6-7 komentarzy=nowy rozdział.
Rozdział 14
3 dni później
Tak jak obiecałam Łukaszowi odebrałam Sarę i miałam zamiar spędzić z nią 2 dni aż do jego przyjazdu.
Gdy tylko weszłyśmy do domu mała od razu zabrała się za zabawy ze swoim ukochanym psem, a ja za przygotowywanie czegoś w stylu obiadu. Nie byłam dobrą kucharką i nie dało się tego ukryć. Z pomocą książki kucharskiej zrobiłam kalafiorową zapiekankę, którą zjadłyśmy razem z Sarą. Po obiedzie poszłyśmy na małe zakupy,a potem na plac zabaw. Nie sądziłam, że zabawa na huśtawkach nadal będzie sprawiała mi radość. Spędziłyśmy tam ponad 3 godziny. Gdy już byłyśmy zmęczone wróciłyśmy do domu.
Wieczorem oglądałyśmy ulubione filmy Sary, czyli kilka części przygód bliźniaczek Mary-Kate i Ashley.
Po naszym seansie obie położyłyśmy się w sypialni i nie wiedząc kiedy zmorzył nas sen.
Rano obudziłam się, ponieważ Sara łaskotała mnie, a gdy przestała skakała po łóżku tak, że mało co z niego nie spadła. Szybko zjadłyśmy śniadanie i zbierając ostatnie potrzebne rzeczy wsiadłyśmy do taksówki, która już na nas czekała. Nikt nie wiedział o tym, że lecimy do Polski. Chciałyśmy zrobić niespodziankę Łukaszowi. I ja i Sara zdawałyśmy sobie sprawę z tego jak ważny jest dla Łukasza ten mecz z Ukrainą.
Po 20 minutach byłyśmy na lotnisku w Dortmundzie. Odprawa i inne niezbędne procedury odbyły się bardzo szybko, więc nie musiałyśmy długo czekać. Lot przebiegł spokojnie. Cały czas rozmawiałam z Sarą. Ta dziewczynka była kolejnym dowodem na to, że wiek to tylko liczba. Dogadywałam się z nią lepiej niż z niejedną przyjaciółką. Fakt, że nie mogłam z nią rozmawiać o wszystkim, ale pomimo tego była dla mnie kimś niesamowicie ważny. Z lotniska udałyśmy się taksówką do hotelu. Znajdował się bardzo blisko stadionu. Po zameldowaniu się i rozpakowaniu w pokoju nie miałyśmy co robić, więc wybrałyśmy się na spacer po stolicy. W każdym miejscu było czuć klimat dzisiejszego meczu. Kibice chodzili po mieście w biało czerwonych strojach i z pomalowanymi twarzami śpiewając radosne przyśpiewki. Byłyśmy na starym mieście, a także koło pałacu kultury. Nie miałyśmy czasu zwiedzać więcej, ponieważ zbliżała się godzina 19, a musiałyśmy się przyszykować.
O 20 szłyśmy na stadion ubrane w czerwone spódniczki, białe bluzki reprezentacji z numerem 26 i nazwiskiem Piszczek. Miałyśmy też namalowane flagi naszego kraju na policzkach. Kupując bilety wybrałam trybuny nieco oddalone od trybun, na których siedziały rodziny piłkarzy. Nie chodziło mi tylko o to, żeby Łukasz nas przypadkiem nie zobaczył, ale o to, że chciałam uniknąć konfrontacji z Magdą. Wiedziałam, że ojciec na pewno zabrał ją na ten mecz. Po niespełna 15 minutach pobytu na stadionie piłkarze wyszli na murawę. Najpierw został odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego, a następnie hymn Ukrainy. I rozległ się pierwszy gwizdek. Pierwsza połowa tego spotkania nie zakończyła się dla nas dobrze. Ukraina prowadziła aż 2 golami, jednak ani kibice ani piłkarze nie zamierzali się poddawać. Na samym początku drugiej połowy Lewandowski zdobył pięknego gola z asystą Kuby, a w 81 minucie piłę do siatki skierował nikt inny jak Łukasz. Przez sędziego zostały doliczone 3 minuty spotkania i nasze orzełki nie zamierzały tego zmarnować. Pod sam koniec meczu gola zdobył Kuba. Takim oto sposobem wybraliśmy z Ukrainą 3:2. Kibice dosłownie oszaleli.
Po tym jak część kibiców opuściła stadion udało się nam przecisnąć i pójść do Łukasza. Pan z ochrony nie chciał nas wpuścić, ale gdy Sara ugryzła go w rękę krzycząc, że chce do taty ten machnął ręką i kazał nam iść gdzie pieprz rośnie. Pod szatnią spotkałyśmy inne dziewczyny i żony piłkarzy. Aga od razu zbulwersowała się, że jak ona mogła nic nie wiedzieć, że tu będziemy, ale po chwili jej przeszło. Spotkałam też żonę mojego brata-Joannę. Zamieniłyśmy ze sobą kilka słów i umówiłyśmy się na jutro na kawę.
Kiedy w końcu piłkarze wyszli z szatni zaczęli witać się ze swoimi rodzinami. Gdy Łukasz zobaczył mnie i Sarę na jego twarzy wymalował się ogromny uśmiech. Sara od razu podbiegła do niego i wskoczyła mu an ręce. Kiedy mała w końcu się od niego oderwała i pobiegła do wujków przywitałam się z Łukaszem i pogratulowałam mu tak świetnego meczu. On sam nie ukrywał tego, że jest z siebie niesamowicie dumny.
Niestety piłkarze musieli wracać autokarem do swojego hotelu. Z Łukaszem miałyśmy zobaczyć się dopiero w Dortmundzie.
Kiedy wyszłyśmy ze stadiony poszłyśmy od razu do hotelu, jednak ani ja ani Sara nie mogłyśmy zasnąć. Dopiero nad ranem nam się to udało. O 12 zadzwonił budzik i zbierałyśmy się na samolot. Po 15 byłyśmy już pod domem. Zdziwiłam się, że Łukasz już jest, ale ucieszyło mnie to. Jednak gdy tylko weszłam do środka szybko zmieniłam zdanie....
------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam, że nie może być aż tak kolorowo i trochę namieszam
w ich życiu...znowu. :)
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział.
Tak jak obiecałam Łukaszowi odebrałam Sarę i miałam zamiar spędzić z nią 2 dni aż do jego przyjazdu.
Gdy tylko weszłyśmy do domu mała od razu zabrała się za zabawy ze swoim ukochanym psem, a ja za przygotowywanie czegoś w stylu obiadu. Nie byłam dobrą kucharką i nie dało się tego ukryć. Z pomocą książki kucharskiej zrobiłam kalafiorową zapiekankę, którą zjadłyśmy razem z Sarą. Po obiedzie poszłyśmy na małe zakupy,a potem na plac zabaw. Nie sądziłam, że zabawa na huśtawkach nadal będzie sprawiała mi radość. Spędziłyśmy tam ponad 3 godziny. Gdy już byłyśmy zmęczone wróciłyśmy do domu.
Wieczorem oglądałyśmy ulubione filmy Sary, czyli kilka części przygód bliźniaczek Mary-Kate i Ashley.
Po naszym seansie obie położyłyśmy się w sypialni i nie wiedząc kiedy zmorzył nas sen.
Rano obudziłam się, ponieważ Sara łaskotała mnie, a gdy przestała skakała po łóżku tak, że mało co z niego nie spadła. Szybko zjadłyśmy śniadanie i zbierając ostatnie potrzebne rzeczy wsiadłyśmy do taksówki, która już na nas czekała. Nikt nie wiedział o tym, że lecimy do Polski. Chciałyśmy zrobić niespodziankę Łukaszowi. I ja i Sara zdawałyśmy sobie sprawę z tego jak ważny jest dla Łukasza ten mecz z Ukrainą.
Po 20 minutach byłyśmy na lotnisku w Dortmundzie. Odprawa i inne niezbędne procedury odbyły się bardzo szybko, więc nie musiałyśmy długo czekać. Lot przebiegł spokojnie. Cały czas rozmawiałam z Sarą. Ta dziewczynka była kolejnym dowodem na to, że wiek to tylko liczba. Dogadywałam się z nią lepiej niż z niejedną przyjaciółką. Fakt, że nie mogłam z nią rozmawiać o wszystkim, ale pomimo tego była dla mnie kimś niesamowicie ważny. Z lotniska udałyśmy się taksówką do hotelu. Znajdował się bardzo blisko stadionu. Po zameldowaniu się i rozpakowaniu w pokoju nie miałyśmy co robić, więc wybrałyśmy się na spacer po stolicy. W każdym miejscu było czuć klimat dzisiejszego meczu. Kibice chodzili po mieście w biało czerwonych strojach i z pomalowanymi twarzami śpiewając radosne przyśpiewki. Byłyśmy na starym mieście, a także koło pałacu kultury. Nie miałyśmy czasu zwiedzać więcej, ponieważ zbliżała się godzina 19, a musiałyśmy się przyszykować.
O 20 szłyśmy na stadion ubrane w czerwone spódniczki, białe bluzki reprezentacji z numerem 26 i nazwiskiem Piszczek. Miałyśmy też namalowane flagi naszego kraju na policzkach. Kupując bilety wybrałam trybuny nieco oddalone od trybun, na których siedziały rodziny piłkarzy. Nie chodziło mi tylko o to, żeby Łukasz nas przypadkiem nie zobaczył, ale o to, że chciałam uniknąć konfrontacji z Magdą. Wiedziałam, że ojciec na pewno zabrał ją na ten mecz. Po niespełna 15 minutach pobytu na stadionie piłkarze wyszli na murawę. Najpierw został odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego, a następnie hymn Ukrainy. I rozległ się pierwszy gwizdek. Pierwsza połowa tego spotkania nie zakończyła się dla nas dobrze. Ukraina prowadziła aż 2 golami, jednak ani kibice ani piłkarze nie zamierzali się poddawać. Na samym początku drugiej połowy Lewandowski zdobył pięknego gola z asystą Kuby, a w 81 minucie piłę do siatki skierował nikt inny jak Łukasz. Przez sędziego zostały doliczone 3 minuty spotkania i nasze orzełki nie zamierzały tego zmarnować. Pod sam koniec meczu gola zdobył Kuba. Takim oto sposobem wybraliśmy z Ukrainą 3:2. Kibice dosłownie oszaleli.
Po tym jak część kibiców opuściła stadion udało się nam przecisnąć i pójść do Łukasza. Pan z ochrony nie chciał nas wpuścić, ale gdy Sara ugryzła go w rękę krzycząc, że chce do taty ten machnął ręką i kazał nam iść gdzie pieprz rośnie. Pod szatnią spotkałyśmy inne dziewczyny i żony piłkarzy. Aga od razu zbulwersowała się, że jak ona mogła nic nie wiedzieć, że tu będziemy, ale po chwili jej przeszło. Spotkałam też żonę mojego brata-Joannę. Zamieniłyśmy ze sobą kilka słów i umówiłyśmy się na jutro na kawę.
Kiedy w końcu piłkarze wyszli z szatni zaczęli witać się ze swoimi rodzinami. Gdy Łukasz zobaczył mnie i Sarę na jego twarzy wymalował się ogromny uśmiech. Sara od razu podbiegła do niego i wskoczyła mu an ręce. Kiedy mała w końcu się od niego oderwała i pobiegła do wujków przywitałam się z Łukaszem i pogratulowałam mu tak świetnego meczu. On sam nie ukrywał tego, że jest z siebie niesamowicie dumny.
Niestety piłkarze musieli wracać autokarem do swojego hotelu. Z Łukaszem miałyśmy zobaczyć się dopiero w Dortmundzie.
Kiedy wyszłyśmy ze stadiony poszłyśmy od razu do hotelu, jednak ani ja ani Sara nie mogłyśmy zasnąć. Dopiero nad ranem nam się to udało. O 12 zadzwonił budzik i zbierałyśmy się na samolot. Po 15 byłyśmy już pod domem. Zdziwiłam się, że Łukasz już jest, ale ucieszyło mnie to. Jednak gdy tylko weszłam do środka szybko zmieniłam zdanie....
------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam, że nie może być aż tak kolorowo i trochę namieszam
w ich życiu...znowu. :)
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział.
piątek, 15 marca 2013
Rozdział 13
Miesiąc później
Marcelina
Może to zadziwi każdego z Was, ale zamieszkałam z Łukaszem i Sarą. Kocham ich obojga. Z Sarą dogaduję się świetnie. Nigdy nie myślałam, że taka mała istota może wnosić aż tyle radości do szarego życia. Dzięki niej wszystko staje się kolorowe i takie banalnie proste. Nawet przeciwności są błahe. Ta różnica wieku, która jest między mną a Łukaszem pomimo moich początkowych obaw nie stanowi żadnych problemów, wręcz przeciwnie tylko umacnia nasz związek i daje siłę. Z ojcem nadal nie utrzymuję kontaktów, nie chcę mieć z nim nic wspólnego po tym jak wybrał tego pustaka-co do niej również zdania nie zmieniłam i nie mam zamiaru. Z Marcinem znowu mamy takie kontakty jak kiedyś, a Paulina za tydzień przeprowadza się do Dortmundu. Znalazła tu pracę jako psycholog w BVB. Potrzebowali kogoś świeżego, a ona doskonale się do tego nadaje. Ja poszłam na studia i pracuję w gazecie "Dortmund". Nie jest to praca moich marzeń, ale nie mogę narzekać. Mam swoje dwie strony w tygodniku. Prowadzę rubrykę z poradami dla nastolatek i nie tylko. Ludzie wysyłają do nas swoje listy, a ja na nie odpowiadam. Nie jako psycholog czy jakiś inny specjalista. Po prostu jako człowiek i to mi się w tej pracy podoba. Nie zarabiam 'kokosów', ale mi ta pensja wystarczy.
Łukasz ma akurat wolne, więc postanowiliśmy wyjechać na 5-dniowe wakacje. Wspólnie-we trójkę.
Muszę przyznać, że jestem nie mniej podekscytowana od Sary. Dlaczego? Nigdy nie byłam na Jamajce, a c poza tym od zawsze o tym marzyłam. Jak zwykliśmy ostatnio wszystko robimy na ostatnią chwilę, tak jest też z tymi wakacjami. Mamy samolot o 3 w nocy, jest już 20, a my nawet nie jesteśmy spakowani. Szybko biegam w tą i z powrotem w poszukiwaniu mojego ulubionego bikini. Gdy je znajduję robię kolację i po jej zjedzeniu wszyscy idziemy spać.
Łukasz
Znowu ten budzik. Przysięgam, że kiedyś go rozwalę. Niechętnie wstaję i wyłączam urządzenie. Marcelina nadal śpi więc nie budząc jej idę i robię śniadanie. Wracam i staram się ją obudzić, jednak to zadanie do łatwych nie należy. W końcu udaje mi się. Przybiega do nas Sara i wspólnie jemy szybko śniadanie. Do samolotu została nam godzina, więc również jak najszybciej potrafimy ubieramy się i jedziemy taksówką na lotnisko. Odprawa przebiega dość sprawnie, dzięki czemu po 30 minutach jesteśmy na pokładzie samolotu. Sarę od razu zmorzył sen, a Marcela zawzięcie czyta listy od czytelników.
Marcelina
Po kilku godzinach jesteśmy na miejscu. Zdążyłam odpowiedzieć na parę listów, dzięki czemu będę miała mniej pracy jak wrócę. Taksówką dojeżdżamy do naszego ośrodka. Zajmujemy domek z dwoma sypialniami i salonem. Jest śliczny. Nie raz z Pauliną planowałyśmy takie wakacje, ale nie miałam pojęcia, że takie coś na prawdę się spełni.
Pierwszy dzień spędziliśmy tylko i wyłącznie na plaży. Razem z Sarą bawiliśmy się w wodzie jak małe dzieci. Kolejne dni były już dokładnie zaplanowane przez Łukasza. Zwiedzanie, zwiedzanie i jeszcze raz zwiedzanie. Momentami miałyśmy z Sarą serdecznie dojść. Piłkarz co chwilę pokazywał nam nowe miejsca, ale nam na prawdę nie chciało się całymi dniami chodzić i oglądać. Fakt zainteresowało nas kilka miejsc, ale to kilka a nie kilkanaście. W trzeci dzień za namową małej zaczęłyśmy nazywać Łukasza panem przewodnikiem. Niezły był z tego ubaw. Ostatni dzień nasz prywatny przewodnik bez żadnych pretensji zgodził się spędzić z nami na plaży.
5 dni minęło strasznie szybko. Nie zdążyliśmy się obejrzeć a wracaliśmy do Dortmundu. Sara do przedszkola, Łukasz na jeden dzień do domu, a potem na zgrupowanie reprezentacji, a ja do pracy. Za dwa dni miała przyjechać Paula. Obiecałam jej pomóc z urządzeniem mieszkania, które kupiła.
W dodatku miałam na głowie jeszcze Marco, który poznał jakąś dziewczynę. Łaził za mną już od dłuższego czasu, bo chciał mi ją przedstawić. Zgodziłam się przyjść od razu na drugi dzień po powrocie z wakacji.
Niczego nieświadoma pojechałam odwieść Łukasza na lotnisko, a sama pojechałam do Marco. Otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Kiedy weszłam do salonu oniemiałam. Stał tam nikt inny jak Milena?! Siostra tej wrednej jędzy Magdy. Obie patrzyłyśmy na siebie jakbyśmy zobaczyły ducha.
-Skąd ją znasz?!-krzyknęłam do Marco.
-Poznaliśmy się kiedyś na meczu no i..
-Nie kończ. Wiedziałaś, że to mój przyjaciel prawda?
-Jakbym wiedziała to bym tu nawet nie przyjechała. Sorry Marco, ale było minęło. Jeśli coś łączy cię z nią to ja nie mam ochoty dusić się w takim związku. Nie lubimy z Marceliną, więc sajonara.-powiedziała i zarzucając swoimi platynowymi włosami wyszła z mieszkania stukając obcasami od różowych kozaków.
-Marco czy ty do końca zdurniałeś?-zapytałam bezradnie siadając na sofie.
-Ja ją kocham i pojade do Polski jej szukać.
-Chcesz to dam ci jej adres.
-Skąd masz?-zapytał z iskierkami w oczach.
-To była ironia. Chociaż znając życie zdążyła się już wprowadzić do domu mojego ojca. Milena jest siostrą Magdy, tej latawicy, która perfidnie wykorzystuje mojego ojca i wrabia go w bachora.
-Co? One są spokrewnione? Dzięki Bogu, ze się zabezpieczałem, bo jakby wyszło z tego takie małe Marciątko, które byłoby takie walnięte jak jej siostra. Ufff.
-Jednak jesteś idiotą. Te Twoje małe Marciątka i tak będą walnięte po tatusiu.-powiedziałam i poczochrałam go po włosach.-Będę już szła, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Pa
-Pa, pa.
Pojechałam po Paulę na lotnisko. Jej nowe mieszkanie znajdowało się bardzo blisko domu Łukasza. Cieszyłam się, bo to zapowiadało, że będziemy się dość często odwiedzać. Pojechałyśmy do pobliskiej IKEI po jakieś dodatki, które Paulina potrzebowała do wykończenia mieszkania. Po południe spędziłyśmy razem. Niestety musiałyśmy się pożegnać, bo miałam jeszcze dużo roboty. Jutro wracałam do pracy i miałam dać odpowiedzi na listy do druku, a same się nie napiszą. Skończyłam około godziny 21, zadzwoniłam jeszcze do Łukasza i rozmawiałam z nim przez ponad godzinę. Posprzątałam trochę i położyłam się do łóżka. W tym domu było niesamowicie pusto bez Sary i Łukasza. Mała wracała za 3 dni, bo pojechała na wycieczkę, a Łukasz za 5. Czekało mnie kilka spędzonych samotnie nocy, ale wiedziałam, że nic nie jest w stanie przerwać mojego szczęścia.
__________________________________________________
Dziękuję wszystkim, którzy komentują. To daje niesamowitą radość.
I mam do Was ważne pytanie.
O kim chcecie kolejne opowiadanie:?
-Robert Lewandowski
-Damien Perquis
-Jakub Błaszczykowski.
Mam pomysł na 3 opowiadania o tych piłkarzach i nie wiem, którego
z nich wybrać. :) Liczę na to, że mi pomożecie.
A tu macie zdjęcia domu Łukasza, Marceli i Sary:
Dom z zewnątrz:
Marcelina
Może to zadziwi każdego z Was, ale zamieszkałam z Łukaszem i Sarą. Kocham ich obojga. Z Sarą dogaduję się świetnie. Nigdy nie myślałam, że taka mała istota może wnosić aż tyle radości do szarego życia. Dzięki niej wszystko staje się kolorowe i takie banalnie proste. Nawet przeciwności są błahe. Ta różnica wieku, która jest między mną a Łukaszem pomimo moich początkowych obaw nie stanowi żadnych problemów, wręcz przeciwnie tylko umacnia nasz związek i daje siłę. Z ojcem nadal nie utrzymuję kontaktów, nie chcę mieć z nim nic wspólnego po tym jak wybrał tego pustaka-co do niej również zdania nie zmieniłam i nie mam zamiaru. Z Marcinem znowu mamy takie kontakty jak kiedyś, a Paulina za tydzień przeprowadza się do Dortmundu. Znalazła tu pracę jako psycholog w BVB. Potrzebowali kogoś świeżego, a ona doskonale się do tego nadaje. Ja poszłam na studia i pracuję w gazecie "Dortmund". Nie jest to praca moich marzeń, ale nie mogę narzekać. Mam swoje dwie strony w tygodniku. Prowadzę rubrykę z poradami dla nastolatek i nie tylko. Ludzie wysyłają do nas swoje listy, a ja na nie odpowiadam. Nie jako psycholog czy jakiś inny specjalista. Po prostu jako człowiek i to mi się w tej pracy podoba. Nie zarabiam 'kokosów', ale mi ta pensja wystarczy.
Łukasz ma akurat wolne, więc postanowiliśmy wyjechać na 5-dniowe wakacje. Wspólnie-we trójkę.
Muszę przyznać, że jestem nie mniej podekscytowana od Sary. Dlaczego? Nigdy nie byłam na Jamajce, a c poza tym od zawsze o tym marzyłam. Jak zwykliśmy ostatnio wszystko robimy na ostatnią chwilę, tak jest też z tymi wakacjami. Mamy samolot o 3 w nocy, jest już 20, a my nawet nie jesteśmy spakowani. Szybko biegam w tą i z powrotem w poszukiwaniu mojego ulubionego bikini. Gdy je znajduję robię kolację i po jej zjedzeniu wszyscy idziemy spać.
Łukasz
Znowu ten budzik. Przysięgam, że kiedyś go rozwalę. Niechętnie wstaję i wyłączam urządzenie. Marcelina nadal śpi więc nie budząc jej idę i robię śniadanie. Wracam i staram się ją obudzić, jednak to zadanie do łatwych nie należy. W końcu udaje mi się. Przybiega do nas Sara i wspólnie jemy szybko śniadanie. Do samolotu została nam godzina, więc również jak najszybciej potrafimy ubieramy się i jedziemy taksówką na lotnisko. Odprawa przebiega dość sprawnie, dzięki czemu po 30 minutach jesteśmy na pokładzie samolotu. Sarę od razu zmorzył sen, a Marcela zawzięcie czyta listy od czytelników.
Marcelina
Po kilku godzinach jesteśmy na miejscu. Zdążyłam odpowiedzieć na parę listów, dzięki czemu będę miała mniej pracy jak wrócę. Taksówką dojeżdżamy do naszego ośrodka. Zajmujemy domek z dwoma sypialniami i salonem. Jest śliczny. Nie raz z Pauliną planowałyśmy takie wakacje, ale nie miałam pojęcia, że takie coś na prawdę się spełni.
Pierwszy dzień spędziliśmy tylko i wyłącznie na plaży. Razem z Sarą bawiliśmy się w wodzie jak małe dzieci. Kolejne dni były już dokładnie zaplanowane przez Łukasza. Zwiedzanie, zwiedzanie i jeszcze raz zwiedzanie. Momentami miałyśmy z Sarą serdecznie dojść. Piłkarz co chwilę pokazywał nam nowe miejsca, ale nam na prawdę nie chciało się całymi dniami chodzić i oglądać. Fakt zainteresowało nas kilka miejsc, ale to kilka a nie kilkanaście. W trzeci dzień za namową małej zaczęłyśmy nazywać Łukasza panem przewodnikiem. Niezły był z tego ubaw. Ostatni dzień nasz prywatny przewodnik bez żadnych pretensji zgodził się spędzić z nami na plaży.
5 dni minęło strasznie szybko. Nie zdążyliśmy się obejrzeć a wracaliśmy do Dortmundu. Sara do przedszkola, Łukasz na jeden dzień do domu, a potem na zgrupowanie reprezentacji, a ja do pracy. Za dwa dni miała przyjechać Paula. Obiecałam jej pomóc z urządzeniem mieszkania, które kupiła.
W dodatku miałam na głowie jeszcze Marco, który poznał jakąś dziewczynę. Łaził za mną już od dłuższego czasu, bo chciał mi ją przedstawić. Zgodziłam się przyjść od razu na drugi dzień po powrocie z wakacji.
Niczego nieświadoma pojechałam odwieść Łukasza na lotnisko, a sama pojechałam do Marco. Otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Kiedy weszłam do salonu oniemiałam. Stał tam nikt inny jak Milena?! Siostra tej wrednej jędzy Magdy. Obie patrzyłyśmy na siebie jakbyśmy zobaczyły ducha.
-Skąd ją znasz?!-krzyknęłam do Marco.
-Poznaliśmy się kiedyś na meczu no i..
-Nie kończ. Wiedziałaś, że to mój przyjaciel prawda?
-Jakbym wiedziała to bym tu nawet nie przyjechała. Sorry Marco, ale było minęło. Jeśli coś łączy cię z nią to ja nie mam ochoty dusić się w takim związku. Nie lubimy z Marceliną, więc sajonara.-powiedziała i zarzucając swoimi platynowymi włosami wyszła z mieszkania stukając obcasami od różowych kozaków.
-Marco czy ty do końca zdurniałeś?-zapytałam bezradnie siadając na sofie.
-Ja ją kocham i pojade do Polski jej szukać.
-Chcesz to dam ci jej adres.
-Skąd masz?-zapytał z iskierkami w oczach.
-To była ironia. Chociaż znając życie zdążyła się już wprowadzić do domu mojego ojca. Milena jest siostrą Magdy, tej latawicy, która perfidnie wykorzystuje mojego ojca i wrabia go w bachora.
-Co? One są spokrewnione? Dzięki Bogu, ze się zabezpieczałem, bo jakby wyszło z tego takie małe Marciątko, które byłoby takie walnięte jak jej siostra. Ufff.
-Jednak jesteś idiotą. Te Twoje małe Marciątka i tak będą walnięte po tatusiu.-powiedziałam i poczochrałam go po włosach.-Będę już szła, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Pa
-Pa, pa.
Pojechałam po Paulę na lotnisko. Jej nowe mieszkanie znajdowało się bardzo blisko domu Łukasza. Cieszyłam się, bo to zapowiadało, że będziemy się dość często odwiedzać. Pojechałyśmy do pobliskiej IKEI po jakieś dodatki, które Paulina potrzebowała do wykończenia mieszkania. Po południe spędziłyśmy razem. Niestety musiałyśmy się pożegnać, bo miałam jeszcze dużo roboty. Jutro wracałam do pracy i miałam dać odpowiedzi na listy do druku, a same się nie napiszą. Skończyłam około godziny 21, zadzwoniłam jeszcze do Łukasza i rozmawiałam z nim przez ponad godzinę. Posprzątałam trochę i położyłam się do łóżka. W tym domu było niesamowicie pusto bez Sary i Łukasza. Mała wracała za 3 dni, bo pojechała na wycieczkę, a Łukasz za 5. Czekało mnie kilka spędzonych samotnie nocy, ale wiedziałam, że nic nie jest w stanie przerwać mojego szczęścia.
__________________________________________________
Dziękuję wszystkim, którzy komentują. To daje niesamowitą radość.
I mam do Was ważne pytanie.
O kim chcecie kolejne opowiadanie:?
-Robert Lewandowski
-Damien Perquis
-Jakub Błaszczykowski.
Mam pomysł na 3 opowiadania o tych piłkarzach i nie wiem, którego
z nich wybrać. :) Liczę na to, że mi pomożecie.
A tu macie zdjęcia domu Łukasza, Marceli i Sary:
Dom z zewnątrz:
Salon
Kuchnia
Sypialnia Łukasza i Marceli
Pokój Sary
środa, 13 marca 2013
Rozdział 12
Isabell Błaszczykowska dziękuję za Twoje wsparcie. Jak widzę komentarze, które dodajesz od razu pojawia mi się uśmiech na twarzy :)
(...)
-Kuba, Kuba, on...jest w szpitalu.-powiedziała i zaniosła się jeszcze większym płaczem
-Jakim szpitalu do cholery?!-krzyknął Marco i pobiegł po telefon, aby zadzwonić do Łukasza.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, Aga siedziała i płakała nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
-Aga w jakim jest szpitalu? Powiedz nam tylko to i obiecuję nikt nie zada Ci już żadnego pytania.
-Knappschaftskrankenhaus.-w tym samym momencie wrócił Marco i powiedział, że Łukasz będzie tu za chwilkę.
-To zrobimy tak. Ty pojedziesz z Agą do szpitala, a ja z Oliwką poczekam na Łukasza, zawieziemy ją do Cathy i do was dojedziemy.
-Dobra, to my jedziemy. Chodź Aga.-wziął ją pod rękę i oboje wyszli z mieszkania.
Po 10 minutach przyjechał Łukasza.
-Marcela, błagam Cię powiedz mi co mu jest!...-krzyczał
-Nie wiem. Aga powiedziała tylko nazwę szpitala i pojechała tam z Marco. Zawieziemy Oliwkę do Cathy i też tam pojedziemy.
-Okej. Ale to nic poważnego prawda?-zapytał z nadzieją
-Nie mam pojęcia Łukasz. Przykro mi.
Odwieźliśmy małą do Cathy i po 30 minutach siedzieliśmy na korytarzu razem z Marco i Agą. Nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Wiedzieliśmy tylko, że Kuba ma teraz jakąś operację. Byłam strasznie wkurzona na tych lekarzy. Jakby stała im się krzywda gdyby, któryś z nich powiedział nam co jest Kubie. W końcu z sali wyszedł jakiś gościu po 40 i raczył nas powiadomić, że operacja się powiodła i życiu Błaszcza już nic nie zagraża.
-Mógłby szanowny pan powiedzieć jaka to była operacja i z jakiego powodu?-zapytałam dość ostro.
-Trochę szacunku panienko.-chciałam mu coś odpowiedzieć, ale Łukasz mnie powstrzymał.-U pana Błaszczykowskiego nastąpiło zatrzymanie akcji serca.
-Ale jak to?-zapytał Marco-Przecież Kuba na nic nie chorował.
-Tak, ale ilość alkoholu jaką spożył ostatniej nocy ostro dała mu się we znaki. Przepraszam, ale muszę iść do pacjentów. Zaraz przyjdzie do państwa pielęgniarka.
-To wszystko moja wina.-powiedział Łukasz i ukrył twarz w dłoniach.
-Co?!-krzyknęłam
-Gdybym nie poszedł z nim do tego klubu nic by się nie stało. Przepraszam was, ale musze pobyć sam.-powiedział i opuścił szpital.
Pielęgniarka pozwoliła nam wejść do Kuby. Porozmawialiśmy z nim trochę i zostawiliśmy go samego z Agą. Cathy powiedziała, że nie odda nam Oliwki i mała dzisiaj zostaje u niej. Poprosiłam Marco, żeby zawiózł mnie do Łukasza, a on pojechał do swojego mieszkania.
Dość długą chwilę dobijałam się do drzwi piłkarza. Nie otwierał. Zobaczyłam, że okno na tarasie jest otwarte. Dzięki temu bez problemu weszłam do jego domu. Siedział na kanapie w salonie i gapił się w sufit.
-Mógłbyś chociaż otworzyć.-powiedziałam i usiadłam obok niego. Nie uraczył mnie nawet spojrzeniem.-Łukasz to nie Twoja wina. Kuba nam wszystko opowiedział. Wyszedł z klubu z jakimiś kolegami to z nimi doprowadził się do takiego stanu, a poza tym jest z nim już wszystko w porządku.
-Gdyby było w porządku to nie byłby teraz w szpitalu.-powiedział
-Musi zostać tylko kilka dni na zwykłej obserwacji. Nic mu nie jest.-powiedziałam tak głośno, że słyszeli mnie chyba nawet jego sąsiedzi i przytuliłam się do niego.-Będzie dobrze.
-Obyś miała rację.
-Ja zawsze mam.-powiedziałam, a na jego twarzy zagościł mały uśmiech.-Od razu lepiej jak się uśmiechasz.
-Pojedziesz ze mną do niego?-zapytał nagle
-Jasne, ale ja prowadzę. Te puszki na stole raczej same się nie opróżniły.
Po 20 minutach byliśmy w szpitalu. W sali Kuby nadal była Agata. Porozmawialiśmy trochę wspólnie, a potem zabrałam ją na kawę, żeby Łukasz mógł pogadać z Kubą.
-Nawet nie wiesz jak strasznie się bałam.-powiedziała-Gdyby nie Ty i Marco to nie wiem co bym zrobiła.
-Przestań. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło i Kubie nic poważnego już nie jest.
-Masz rację. Muszę jechać po Oliwkę do Cathy. Dziękuję Ci za to, że ją do niej zawiozłaś, bo sama nie dałabym rady.
-Nie musisz nigdzie jechać, bo Cath powiedziała, że nie odda nam Oli do jutra. Dzisiaj zostaje u niej na noc.
-Nie wiem jak ja się jej odwdzięczę.
-Jakby Cię teraz słyszała to dostałabyś kopa. Chodźmy już może.
-Tak, tak. Zostawienie ich dwóch samych na dłuższą metę nie ma dobrych skutków.-powiedziała Aga i obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Łukasz
Siedziałem u Kuby już dobre kilka godzin, jednak i tak nie brakowało nam tematów. Głównym była Marcela. Przyjaciel nie dawał mi spokoju jeśli o nią chodzi. Namawiał mnie, żebym z nią poważnie porozmawiał. Tu musiałem mu przyznać rację. Postanowiłem, że jeszcze dzisiaj to zrobię
Po chwili do sali weszły roześmiane Marcela i Aga. Pożegnaliśmy się i zostawiliśmy Kubę i Agę.
Zaprosiłem Marcelinę na kolację. Najpierw coś marudziła, że jest zmęczona, ale po chwili mi uległa. Umówiliśmy się, że o 19 po nią przyjadę.
Marcelina
Szybko wbiegłam do mieszkania Marco, bo było już przed 18. Zaczęłam wyrzucać z szafy wszystkie spodnie i bluzki, buty i nie mogłam znaleźć nic fajnego.
-No, no, no. Ktoś tu idzie na randkę z Łukaszem i nie wie co na siebie założyć.-zaśmiał się Marco stojąc w drzwiach.
-Ale zabawne.-rzuciłam tylko i wróciłam do poszukiwań odpowiedniego stroju.
-Załóż tą. Będziesz wyglądać ślicznie.-powiedział i podał mi bluzkę.
-Serio? A jakie buty i spodnie.?-zapytałam
-Te. -wskazał na jeansy a potem na moje ulubione buty.
Szybko ubrałam się, pomalowałam, uczesałam włosy i pobiegłam do salonu do Marco.
-I jak?-zapytałam z nadzieją, ze powie, że ładnie
-Ulalala. Ślicznie wyglądasz. Zwalisz Łukasza z nóg.
-Tylko nie wiem, która torebka. Ta czy ta?
-Pierwsza.-powiedział i zadzwonił dzwonek do drzwi.-Pójdę otworzyć.
-Okej.
-Ślicznie wyglądasz.-powiedział Łukasz wchodząc do salonu-Idziemy?
-Dziękuję. Tak jasne. Pa Marco.
Po chwili byliśmy już w samochodzie piłkarza. W radiu leciała akurat moja ulubiona piosenka, więc zaczęłam z przyzwyczajenia ją śpiewać. Dopiero gdy usłyszałam cichy śmiech Piszczka przestałam i momentalnie poczułam, że mam czerwoną twarz.
-Z rumieńcem też ładnie wyglądasz. A i świetnie śpiewasz.-powiedział, zatrzymał auto i otworzył i drzwi. Zjedliśmy kolację, porozmawialiśmy i pojechaliśmy do niego. Gdy weszliśmy do domu od razu udaliśmy się w kierunku sypialni.
_______________________________________________________________
Jestem chora, więc mam trochę czasu i postaram się dodawać rozdziały codziennie.
Nowy jutro=co najmniej 5-6 komentarzy . :)
Tak wyglądała Marcela na spotkaniu z Łukaszem:
wtorek, 12 marca 2013
Rozdział 11
Łukasz
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Ktoś już od dłuższego czasu się do mnie dobijał. Z ogromną niechęcią zwlokłem się z łóżka i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je a za nimi stała Marcelina. Nie zdążyłem jej nawet zaprosić do środka a ona już siedziała u moim salonie. Mówiła do mnie, ale nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Ciągle się zacinała i jej słowa były nie do zrozumienia ze względu na szybkość ich wypowiadania, ale to co powiedziała na koniec zrozumiałem doskonale. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Zatkało mnie. Ona mnie kocha? Przecież jeszcze niedawno uważała mnie za kretyna. Zamyśliłem się, lecz ona niee czekając długo na moją odpowiedź pocałowała mnie. Odwzajemniłem to i po kilku minutach byliśmy w drodze do mojej sypialni.
Rano obudziłem się dość wcześnie, ale Marceliny nie było obok mnie. Od razu przypomniała mi się sytuacja z Katowic. Szybko wyszedłem z łóżka i pobiegłem na dół. Nie uciekła. Była w kuchni i próbowała zrobić śniadanie. Wyglądała przesłodko. Cała pobrudzona mąką i biegająca w tą i z powrotem.
-Dzień dobry pani.-powiedziałem i ją przytuliłem.
-Fakt, że dzień, ale wcale nie taki dobry. Nie umiem zrobić tych naleśników.-powiedziała z nadąsaną miną.
-Straszne...daj to, pomogę Ci.
Po 10 minutach jedliśmy już śniadanie.
-Było pyszne, ale szkoda, że wszystko zrobiłeś sam.
-Ja? A kto mi pomagał?
-Prędzej zjawy niż ja. A jak tam nastrój przed meczem?
-Ze względu na to z kim teraz przebywam wyśmienity.
-Hahahaha. A tak poważnie?
-Mówię poważnie. Ale musimy wygrać ten mecz. Schalke jest naszym odwiecznym rywalem, a ostatnio daliśmy ciała i teraz musimy to odrobić.
-Dacie radę. Z takim piłkarzem jak ty wygracie wszystko, nawet Ligę Mistrzów.
-Tej Ligi Mistrzów nie byłbym taki pewny, jak na razie skupiamy się na tym aby wygrać mecz z Schalke.
-To jest więcej niż pewne.
Po kilku godzinach wszyscy byli już na stadionie.
Marcelina
Siedziałam na trybunach obok Agaty i Oliwki, Cathy i Ulli-żony Kloppa. Wszystkie byłyśmy od stóp do głów ubrane w barwy BVB. Kibicowałyśmy jak nakręcone zabawki. Nawet ja śpiewałam te całe przyśpiewki Borussi. Muszę przyznać, że są całkiem fajne. Jednak pomimo tego nie udało się wygrać meczu. Borussia przegrała z Schalke 2:1. Znowu. Piłkarze Schalke biegali uradowani a ich kibice skandowali ich imiona. Kibice BVB również nie zawiedli. Mimo porażki wspierali piłkarzy, ale nawet to nie było w stanie ich pocieszyć. Wszyscy ze smutkiem i łzami w oczach schodzili z murawy. Zaraz po tym mogłyśmy iść do nich.
Starałam się jakoś pocieszyć Marco i Łukasza, ale nic to nie dało. Każdy z nich uważał, że wina leży po jego stronie. Wszyscy bez słowa wyszli ze stadionu i porozjeżdżali się do domów. Pojechałam razem z Marco, bo zauważyłam, że Łukasz nie ma ochoty na rozmowę, a tym bardziej na czyjeś towarzystwo.
Ba! Marco też nie miał, ale po tym jak wyjęłam z zamrażarki wielkie pudło lodów mały uśmiech pojawił się na jego twarzy. Siedzieliśmy tak jedząc i oglądając mecz z ubiegłego sezonu, które Borussia wygrała prawie do 4 rano.
Łukasz
Dzięki Bogu, że trener odpuścił nam dzisiejszy trening. Jestem wykończony. Sam nie wiem czym, przecież we wczorajszym meczu nic nie zrobiłem. W dodatku męczył mnie ból biodra. Od dłuższego czasu grałem na środkach przeciwbólowych, ale chyba już się na nie uodporniłem, bo przestają działać. Mam nadzieję, że zagram na meczu z Ukrainą i San Marino, bo jeśli nie to nie wiem co zrobię....
Zadzwoniłem do Kuby i umówiliśmy się na piwo. Musiałem jakoś to wszystko odreagować. Wieczorem wybraliśmy się do naszego ulubionego klubu i spędziliśmy tam noc. Około 3 nie mogłem nigdzie znaleźć Kuby, więc stwierdziłem, że już poszedł i sam wybrałem się w drogę pieszo do mojego dość kawałek oddalonego domu. Chwiejnym krokiem i z szumem w głowie w końcu dotarłem. Z trudnością otworzyłem drzwi i udałem się do sypialni gdzie od razu zmorzył mnie sen.
Marcelina
Siedzieliśmy z Marco w salonie oglądając powtórki niemieckiego Mam talent, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jak zwykle musiałam iść otworzyć drzwi, bo szanownemu panu piłkarzykowi nie chciało się ruszyć leniwego tyłka. Szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę i gdy je otworzyłam ujrzałam zapłakaną Agatę z Oliwką na rękach. Wzięłam małą od niej i zaprosiłam do środka. Marco gdy tylko ją zobaczył skoczył z miejsca jak poparzony:
-Matko Boska, Aga co się stało?!-krzyknął
-Kuba, Kuba, on....
______________________________________________________
Rozdział 12 pojawi się jutro jeśli będzie co najmniej 5-6 komentarzy.:)
Polecam Wam wyciąć sobie jakieś zdjęcie Łukasza i nosić ze sobą.
On przynosi szczęście <3
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Ktoś już od dłuższego czasu się do mnie dobijał. Z ogromną niechęcią zwlokłem się z łóżka i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je a za nimi stała Marcelina. Nie zdążyłem jej nawet zaprosić do środka a ona już siedziała u moim salonie. Mówiła do mnie, ale nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Ciągle się zacinała i jej słowa były nie do zrozumienia ze względu na szybkość ich wypowiadania, ale to co powiedziała na koniec zrozumiałem doskonale. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Zatkało mnie. Ona mnie kocha? Przecież jeszcze niedawno uważała mnie za kretyna. Zamyśliłem się, lecz ona niee czekając długo na moją odpowiedź pocałowała mnie. Odwzajemniłem to i po kilku minutach byliśmy w drodze do mojej sypialni.
Rano obudziłem się dość wcześnie, ale Marceliny nie było obok mnie. Od razu przypomniała mi się sytuacja z Katowic. Szybko wyszedłem z łóżka i pobiegłem na dół. Nie uciekła. Była w kuchni i próbowała zrobić śniadanie. Wyglądała przesłodko. Cała pobrudzona mąką i biegająca w tą i z powrotem.
-Dzień dobry pani.-powiedziałem i ją przytuliłem.
-Fakt, że dzień, ale wcale nie taki dobry. Nie umiem zrobić tych naleśników.-powiedziała z nadąsaną miną.
-Straszne...daj to, pomogę Ci.
Po 10 minutach jedliśmy już śniadanie.
-Było pyszne, ale szkoda, że wszystko zrobiłeś sam.
-Ja? A kto mi pomagał?
-Prędzej zjawy niż ja. A jak tam nastrój przed meczem?
-Ze względu na to z kim teraz przebywam wyśmienity.
-Hahahaha. A tak poważnie?
-Mówię poważnie. Ale musimy wygrać ten mecz. Schalke jest naszym odwiecznym rywalem, a ostatnio daliśmy ciała i teraz musimy to odrobić.
-Dacie radę. Z takim piłkarzem jak ty wygracie wszystko, nawet Ligę Mistrzów.
-Tej Ligi Mistrzów nie byłbym taki pewny, jak na razie skupiamy się na tym aby wygrać mecz z Schalke.
-To jest więcej niż pewne.
Po kilku godzinach wszyscy byli już na stadionie.
Marcelina
Siedziałam na trybunach obok Agaty i Oliwki, Cathy i Ulli-żony Kloppa. Wszystkie byłyśmy od stóp do głów ubrane w barwy BVB. Kibicowałyśmy jak nakręcone zabawki. Nawet ja śpiewałam te całe przyśpiewki Borussi. Muszę przyznać, że są całkiem fajne. Jednak pomimo tego nie udało się wygrać meczu. Borussia przegrała z Schalke 2:1. Znowu. Piłkarze Schalke biegali uradowani a ich kibice skandowali ich imiona. Kibice BVB również nie zawiedli. Mimo porażki wspierali piłkarzy, ale nawet to nie było w stanie ich pocieszyć. Wszyscy ze smutkiem i łzami w oczach schodzili z murawy. Zaraz po tym mogłyśmy iść do nich.
Starałam się jakoś pocieszyć Marco i Łukasza, ale nic to nie dało. Każdy z nich uważał, że wina leży po jego stronie. Wszyscy bez słowa wyszli ze stadionu i porozjeżdżali się do domów. Pojechałam razem z Marco, bo zauważyłam, że Łukasz nie ma ochoty na rozmowę, a tym bardziej na czyjeś towarzystwo.
Ba! Marco też nie miał, ale po tym jak wyjęłam z zamrażarki wielkie pudło lodów mały uśmiech pojawił się na jego twarzy. Siedzieliśmy tak jedząc i oglądając mecz z ubiegłego sezonu, które Borussia wygrała prawie do 4 rano.
Łukasz
Dzięki Bogu, że trener odpuścił nam dzisiejszy trening. Jestem wykończony. Sam nie wiem czym, przecież we wczorajszym meczu nic nie zrobiłem. W dodatku męczył mnie ból biodra. Od dłuższego czasu grałem na środkach przeciwbólowych, ale chyba już się na nie uodporniłem, bo przestają działać. Mam nadzieję, że zagram na meczu z Ukrainą i San Marino, bo jeśli nie to nie wiem co zrobię....
Zadzwoniłem do Kuby i umówiliśmy się na piwo. Musiałem jakoś to wszystko odreagować. Wieczorem wybraliśmy się do naszego ulubionego klubu i spędziliśmy tam noc. Około 3 nie mogłem nigdzie znaleźć Kuby, więc stwierdziłem, że już poszedł i sam wybrałem się w drogę pieszo do mojego dość kawałek oddalonego domu. Chwiejnym krokiem i z szumem w głowie w końcu dotarłem. Z trudnością otworzyłem drzwi i udałem się do sypialni gdzie od razu zmorzył mnie sen.
Marcelina
Siedzieliśmy z Marco w salonie oglądając powtórki niemieckiego Mam talent, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jak zwykle musiałam iść otworzyć drzwi, bo szanownemu panu piłkarzykowi nie chciało się ruszyć leniwego tyłka. Szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę i gdy je otworzyłam ujrzałam zapłakaną Agatę z Oliwką na rękach. Wzięłam małą od niej i zaprosiłam do środka. Marco gdy tylko ją zobaczył skoczył z miejsca jak poparzony:
-Matko Boska, Aga co się stało?!-krzyknął
-Kuba, Kuba, on....
______________________________________________________
Rozdział 12 pojawi się jutro jeśli będzie co najmniej 5-6 komentarzy.:)
Polecam Wam wyciąć sobie jakieś zdjęcie Łukasza i nosić ze sobą.
On przynosi szczęście <3
niedziela, 10 marca 2013
[*]
Kilkanaście minut temu pewna osoba wysłała mi na stronce filmik.
http://www.youtube.com/watch?v=Jj6W-YZgZAc
Nie wyobrażam sobie co muszą czuć przyjaciele, rodzina, żony, dzieci w takich momentach. Gdy odchodzi najważniejsza osoba w ich życiu. Ktoś kto był dla nich całym światem. Nie wyobrażam sobie, że mnie w moim życiu mogłoby spotkać coś takiego, a prawda jest taka, że każdy z nas może to przeżyć w każdym dniu, godzinie, minucie...
http://www.youtube.com/watch?v=KplarFrNjf0
Nie sądzę, że znajdzie się osoba, która na sam widok filmiku, zwykłego filmiku nie odczuje wewnętrznego smutku, ukłucia w sercu, czy nie uronił łzy. Nie wierzę, że komuś uda się opanować emocje.
A to tylko nagranie. Co musiałoby się stać gdybyśmy zobaczyli coś takiego na własne oczy? Ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego. Niezależnie od tego czy byłaby to bliska mi osoba, czy ktoś zupełnie obcy. Fakt, że umiera ktoś kto nie zasługuje na śmierć byłby dla mnie ogromnym wstrząsem. Nie wiem jakbym się zachowała w takiej sytuacji.
Z naszego świata odeszła niezliczona ilość ludzi. Nie o każdej śmierci napiszą w gazecie czy powiedzą w telewizji, ale każda osoba zasługuje na oddanie czci. Niezależnie od statusu w jakim była. Jednak wiadomo, że osoby znane będą po śmierci bardziej "widoczne". Takie osoby pokażą dosłownie wszędzie. Ze swojego życia pamiętam kilka takich sytuacji. Chociażby śmierć Arka Gołasia. Miałam wtedy 8 lat. Nie znałam go, nie interesowałam się siatkówką, nie oglądałam meczy i nie wiedziałam kim jest. Ale jeden obraz pamiętam do dziś. Ten smutek w moim domu i przygnębienie rodziny.
Pamiętam śmierć Agaty Mróz-Olszewskiej. W jej przypadku wiedziałam kim byłam. Kiedy w telewizji mówili, że przegrała walkę z chorobą nie potrafiłam opanować łez.
W sporcie można godzinami przywoływać osoby, które nie żyją, a powinny nadal z nami być.
Jedno pytanie: Dlaczego akurat oni? Młodzi, całe życie było przed nimi, a jednak odeszli. Odeszli, ale pamięć o nich nigdy nie zagnie. Zauważcie kiedy są ich rocznice śmierci. Wszystkie strony, portale, programy telewizyjne, prasę zalewają wspomnienia o nich. Wspomnienia o wspaniałych ludziach. Może to dziwne, ale wiele razy tak miałam i mam również w tym momencie, że zastanawiam się a co by było gdyby jednak przeżyli? Wiedliby spokojne życie? Ich kariera rozwijałaby się i nadal trwała? A może już by ją zakończyli? Na te pytania nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Niestety.
Jeśli ktoś to przeczytał to dziękuję. Nie jest to jakieś nie wiadomo jakie. Trochę namieszałam, ale myślę, że każdy kibic zrozumiał co chciałam tym przekazać.
http://www.youtube.com/watch?v=Jj6W-YZgZAc
Nie wyobrażam sobie co muszą czuć przyjaciele, rodzina, żony, dzieci w takich momentach. Gdy odchodzi najważniejsza osoba w ich życiu. Ktoś kto był dla nich całym światem. Nie wyobrażam sobie, że mnie w moim życiu mogłoby spotkać coś takiego, a prawda jest taka, że każdy z nas może to przeżyć w każdym dniu, godzinie, minucie...
http://www.youtube.com/watch?v=KplarFrNjf0
Nie sądzę, że znajdzie się osoba, która na sam widok filmiku, zwykłego filmiku nie odczuje wewnętrznego smutku, ukłucia w sercu, czy nie uronił łzy. Nie wierzę, że komuś uda się opanować emocje.
A to tylko nagranie. Co musiałoby się stać gdybyśmy zobaczyli coś takiego na własne oczy? Ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego. Niezależnie od tego czy byłaby to bliska mi osoba, czy ktoś zupełnie obcy. Fakt, że umiera ktoś kto nie zasługuje na śmierć byłby dla mnie ogromnym wstrząsem. Nie wiem jakbym się zachowała w takiej sytuacji.
Z naszego świata odeszła niezliczona ilość ludzi. Nie o każdej śmierci napiszą w gazecie czy powiedzą w telewizji, ale każda osoba zasługuje na oddanie czci. Niezależnie od statusu w jakim była. Jednak wiadomo, że osoby znane będą po śmierci bardziej "widoczne". Takie osoby pokażą dosłownie wszędzie. Ze swojego życia pamiętam kilka takich sytuacji. Chociażby śmierć Arka Gołasia. Miałam wtedy 8 lat. Nie znałam go, nie interesowałam się siatkówką, nie oglądałam meczy i nie wiedziałam kim jest. Ale jeden obraz pamiętam do dziś. Ten smutek w moim domu i przygnębienie rodziny.
Pamiętam śmierć Agaty Mróz-Olszewskiej. W jej przypadku wiedziałam kim byłam. Kiedy w telewizji mówili, że przegrała walkę z chorobą nie potrafiłam opanować łez.
W sporcie można godzinami przywoływać osoby, które nie żyją, a powinny nadal z nami być.
Jedno pytanie: Dlaczego akurat oni? Młodzi, całe życie było przed nimi, a jednak odeszli. Odeszli, ale pamięć o nich nigdy nie zagnie. Zauważcie kiedy są ich rocznice śmierci. Wszystkie strony, portale, programy telewizyjne, prasę zalewają wspomnienia o nich. Wspomnienia o wspaniałych ludziach. Może to dziwne, ale wiele razy tak miałam i mam również w tym momencie, że zastanawiam się a co by było gdyby jednak przeżyli? Wiedliby spokojne życie? Ich kariera rozwijałaby się i nadal trwała? A może już by ją zakończyli? Na te pytania nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Niestety.
Jeśli ktoś to przeczytał to dziękuję. Nie jest to jakieś nie wiadomo jakie. Trochę namieszałam, ale myślę, że każdy kibic zrozumiał co chciałam tym przekazać.
Rozdział 10
Na początek serdeczne podziękowania dla zanety348. :) Komentuje moje odpowiadanie od samego początku, a jej wypowiedź przy 8 rozdziale niesamowicie pobudziła mnie do jak najczęstszego dodawania nowych. :)
______________________________________________________________________________-
A i jeszcze jedno. Nie zabijcie mnie za zakończenie ostatniego rozdziału tym, że Marcela się z kimś przespała. :) Dzisiaj wszystko się wyjaśni.
...przespałam się z Cathy? Ale ze mnie kretynka! Budzę sie w ubraniach koło koleżanki a mój mózg ma jakieś sprośne myśli. Ale szczerze to przez moment poczułam strach.
-O moje słonko się obudziło!-krzyknęła Cathy
-Słonko?! Nie masz gorączki?! Nie po prostu jeszcze nie wytrzeźwiałaś. Dlaczego ze mną spisz?
-TY sie pytasz dlaczego? Widziałaś w jakim chłopcy są stanie?
-Nie pamiętać.-powiedziałam i obie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
-To Cię oświecę. Tak się zalali, że nie dałam rady sama ich przywieść do domu, ale jakiś miły pan pomógł mi ich zawlec do auta. Teraz wszyscy razem śpią w salonie, bo na górę nie dałam rady ich wnieść, a ty powiedziałaś, ze nie interesuję Cię nachlane zboki i poszłaś do mojej sypialni.
-Coś czuję, że nie tylko ja mam dzisiaj kaca. Chłopcy chyba umrą. Dobrze, że treningu nie mają dzisiaj.
-Treningu nie, ale czeka ich większa rozrywka. Muszą posprzątać przed domem, bo nie potrafili się opanować i nie dość, że porozwalali wszystkie kwiaty to jeszcze mój ukochany zwrócił resztki swojego pożywienia wprost na schody.
-Hahahahaha. To szykuje im się świetny dzień. Chodź obudzimy ich.
-Nie uda nam się. Nie kontaktują, jak zawsze zresztą.
-Znam pewien sposób.
-W takim razie zamieniam się w słuch.
-Aaa.-tyle udało się wypowiedzieć skacowanemu Matsowi
-Idiotki!-krzyknął Mats
-Oszalałyście?!-zerwał sie Łukasz. My tylko posłałyśmy im szerokie uśmiechy i poszłyśmy do kuchni. Tam zobaczyłyśmy Marco, który spał z głową w śmietniku..?!?!?!
Za nami przyszli pozostali piłkarze i głośno się śmiali przybijając sobie piątki.
-Jesteście nienormalni.-powiedziałam i pomogłam biednemu Marco
-Widzisz? Oni zawsze się tak nabijają z mojej słabej głowy.-powiedział i zrobił minę smutnego 5-letniego dziecka.
-Oj biedny blondasek.-powiedziałyśmy równocześnie z Cathy.
Zrobiłyśmy śniadanie, które zjedliśmy wspólnie z piłkarzami. Po tym my pozmywałyśmy, a oni sprzątali to co wczoraj zdewastowali. Nie szczędzili sobie przy tym "komplementów". Nie dało sie usłyszeć z ich ust zdania, które nie zawierałoby przekleństwa.
-Dobra popaprańcy. Zwijamy manatki i wracamy spacerkiem do domków. Cathy na pewno chce porozmawiać z Humciem(uwielbiałam tak na niego mówić, bo strasznie go to denerwowało).No raz, raz. Marco, Piszczek ruch fajfusy.
-Mogłabyś nie mówić do nas językiem chińskim?-zapytał Reus opierając się o mnie.
-Mówię po Niemiecku, jeśli nie rozumiesz mogę zacząć po Polsku.
-Nie! Nie! Lepiej nie!-krzyknął i ruszył przodem.
Odprowadziliśmy z Marco Łukasza do jego domu, a sami poszliśmy do mieszkania blondasa. Ten od razu poszedł do sypialni i smacznie zasnął. Ja wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, pomalowałam i ruszyłam w kierunku domu Łukasza.
Stałam pod jego drzwiami dobre pięć minut, aż w końcu piłkarz mi otworzył.
-Przepraszam, ale spałem.
-Nie ma sprawy.-odpowiedziałam i udałam się do salonu gdzie usiadłam na fotelu i czekałam aż Łukasz za mną przyjdzie.
-Co Cię sprowadza?-zapytał siadając naprzeciw mnie-Chcesz coś do picia?
-Tak.. to znaczy nie chcę.Bo ja przyszłam, bo chciałam ci coś ważnego powiedzieć.
-Co?-zapytał
-Wiem, że jestem od Ciebie dużo młodsza i mogłabym być Twoją córką. Nie nie mogłabym. Co ja gadam!
Ale mniejsza z tym. Może i jestem dziwna, głupia i opętana
-Ale...
-Nie przerywaj mi!-krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam.-Mam wiele wad, zdecydowanie. Właściwie mam same wady. Nigdy w życiu nie kochałam kogoś tak poważnie, tak ....tak prawdziwie. Pamiętasz ten dzień kiedy przyszedłeś do szpitala a ja Cię zwyzywałam?! Pamiętasz.-powiedziałam zanim on zdążył udzielić odpowiedzi.- Ja też. I to doskonale pamiętam. Wiesz dlaczego się tak zachowałam? Na pewno myślisz, ze tak zrobiłam bo jestem niewychowana i zadufana w sobie. Chociaż może i jestem, ale tak na prawdę też mam uczucia. Wywaliłam Cię wtedy ze szpitala, bo mi się cholernie spodobałeś. Te twoje oczy i to jak się uśmiechasz. Zawsze jak Cię widzę to staram sie na Ciebie nie patrzeć, bo wiem, ze nie będę potrafiła przestać. Zakochałam się w Tobie, możesz w to wierzyć i mozesz nie wierzyć, ale taka jest prawda.-skończyłam swój monolog, a on patrzył na mnie jak na ducha.-Jakim ty jesteś kretynem! Nie potrafisz nawet przejąć inicjatywy. Powinieneś teraz powiedzieć coś w stylu 'od zawsze mi sie podobasz' i mnie pocałować, ale widzę, że i to muszę zrobić sama.-powiedziałam i od razu wpiłam się w jego cudowne usta.
____________________________________________________________
Wiem, że piszę krótkie rozdziały, ale tak jakoś już mam.
Na moich poprzednich blogach, było dużo więcej komentarzy, dlatego jeśli
czytasz to skomentuj. :)
______________________________________________________________________________-
A i jeszcze jedno. Nie zabijcie mnie za zakończenie ostatniego rozdziału tym, że Marcela się z kimś przespała. :) Dzisiaj wszystko się wyjaśni.
...przespałam się z Cathy? Ale ze mnie kretynka! Budzę sie w ubraniach koło koleżanki a mój mózg ma jakieś sprośne myśli. Ale szczerze to przez moment poczułam strach.
-O moje słonko się obudziło!-krzyknęła Cathy
-Słonko?! Nie masz gorączki?! Nie po prostu jeszcze nie wytrzeźwiałaś. Dlaczego ze mną spisz?
-TY sie pytasz dlaczego? Widziałaś w jakim chłopcy są stanie?
-Nie pamiętać.-powiedziałam i obie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
-To Cię oświecę. Tak się zalali, że nie dałam rady sama ich przywieść do domu, ale jakiś miły pan pomógł mi ich zawlec do auta. Teraz wszyscy razem śpią w salonie, bo na górę nie dałam rady ich wnieść, a ty powiedziałaś, ze nie interesuję Cię nachlane zboki i poszłaś do mojej sypialni.
-Coś czuję, że nie tylko ja mam dzisiaj kaca. Chłopcy chyba umrą. Dobrze, że treningu nie mają dzisiaj.
-Treningu nie, ale czeka ich większa rozrywka. Muszą posprzątać przed domem, bo nie potrafili się opanować i nie dość, że porozwalali wszystkie kwiaty to jeszcze mój ukochany zwrócił resztki swojego pożywienia wprost na schody.
-Hahahahaha. To szykuje im się świetny dzień. Chodź obudzimy ich.
-Nie uda nam się. Nie kontaktują, jak zawsze zresztą.
-Znam pewien sposób.
-W takim razie zamieniam się w słuch.
-Aaa.-tyle udało się wypowiedzieć skacowanemu Matsowi
-Idiotki!-krzyknął Mats
-Oszalałyście?!-zerwał sie Łukasz. My tylko posłałyśmy im szerokie uśmiechy i poszłyśmy do kuchni. Tam zobaczyłyśmy Marco, który spał z głową w śmietniku..?!?!?!
Za nami przyszli pozostali piłkarze i głośno się śmiali przybijając sobie piątki.
-Jesteście nienormalni.-powiedziałam i pomogłam biednemu Marco
-Widzisz? Oni zawsze się tak nabijają z mojej słabej głowy.-powiedział i zrobił minę smutnego 5-letniego dziecka.
-Oj biedny blondasek.-powiedziałyśmy równocześnie z Cathy.
Zrobiłyśmy śniadanie, które zjedliśmy wspólnie z piłkarzami. Po tym my pozmywałyśmy, a oni sprzątali to co wczoraj zdewastowali. Nie szczędzili sobie przy tym "komplementów". Nie dało sie usłyszeć z ich ust zdania, które nie zawierałoby przekleństwa.
-Dobra popaprańcy. Zwijamy manatki i wracamy spacerkiem do domków. Cathy na pewno chce porozmawiać z Humciem(uwielbiałam tak na niego mówić, bo strasznie go to denerwowało).No raz, raz. Marco, Piszczek ruch fajfusy.
-Mogłabyś nie mówić do nas językiem chińskim?-zapytał Reus opierając się o mnie.
-Mówię po Niemiecku, jeśli nie rozumiesz mogę zacząć po Polsku.
-Nie! Nie! Lepiej nie!-krzyknął i ruszył przodem.
Odprowadziliśmy z Marco Łukasza do jego domu, a sami poszliśmy do mieszkania blondasa. Ten od razu poszedł do sypialni i smacznie zasnął. Ja wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, pomalowałam i ruszyłam w kierunku domu Łukasza.
Stałam pod jego drzwiami dobre pięć minut, aż w końcu piłkarz mi otworzył.
-Przepraszam, ale spałem.
-Nie ma sprawy.-odpowiedziałam i udałam się do salonu gdzie usiadłam na fotelu i czekałam aż Łukasz za mną przyjdzie.
-Co Cię sprowadza?-zapytał siadając naprzeciw mnie-Chcesz coś do picia?
-Tak.. to znaczy nie chcę.Bo ja przyszłam, bo chciałam ci coś ważnego powiedzieć.
-Co?-zapytał
-Wiem, że jestem od Ciebie dużo młodsza i mogłabym być Twoją córką. Nie nie mogłabym. Co ja gadam!
Ale mniejsza z tym. Może i jestem dziwna, głupia i opętana
-Ale...
-Nie przerywaj mi!-krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam.-Mam wiele wad, zdecydowanie. Właściwie mam same wady. Nigdy w życiu nie kochałam kogoś tak poważnie, tak ....tak prawdziwie. Pamiętasz ten dzień kiedy przyszedłeś do szpitala a ja Cię zwyzywałam?! Pamiętasz.-powiedziałam zanim on zdążył udzielić odpowiedzi.- Ja też. I to doskonale pamiętam. Wiesz dlaczego się tak zachowałam? Na pewno myślisz, ze tak zrobiłam bo jestem niewychowana i zadufana w sobie. Chociaż może i jestem, ale tak na prawdę też mam uczucia. Wywaliłam Cię wtedy ze szpitala, bo mi się cholernie spodobałeś. Te twoje oczy i to jak się uśmiechasz. Zawsze jak Cię widzę to staram sie na Ciebie nie patrzeć, bo wiem, ze nie będę potrafiła przestać. Zakochałam się w Tobie, możesz w to wierzyć i mozesz nie wierzyć, ale taka jest prawda.-skończyłam swój monolog, a on patrzył na mnie jak na ducha.-Jakim ty jesteś kretynem! Nie potrafisz nawet przejąć inicjatywy. Powinieneś teraz powiedzieć coś w stylu 'od zawsze mi sie podobasz' i mnie pocałować, ale widzę, że i to muszę zrobić sama.-powiedziałam i od razu wpiłam się w jego cudowne usta.
____________________________________________________________
Wiem, że piszę krótkie rozdziały, ale tak jakoś już mam.
Na moich poprzednich blogach, było dużo więcej komentarzy, dlatego jeśli
czytasz to skomentuj. :)
piątek, 8 marca 2013
Rozdział 9
Łukasz
Przyjechałem rano do Marco. To co zobaczyłem u niego w salonie przeraziło mnie. Na kanapie spali Felipe, Marco, Hummels i trener?! Nie wierzyłem własnym oczom. Klopp śpi pijany na kanapie u Marco. To nieźle się porobiło. Nigdzie nie widziałem Marceli, więc poszedłem do jej pokoju. Pukałem, ale nie otwierała, więc postanowiłem wejść bez jej pozwolenia. Nie było jej, ale z garderoby było słychać jej cichy płacz.
-Stało się coś?-usiadłem obok niej i chciałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie.-Marcela, ej!
-Nic się nie stało i idź stąd.
-Znowu zaczynasz? Czemu nie chcesz mi powiedzieć?
-Bo nie. I tak nie zrozumiesz.
-A skąd masz taką pewność?! Może jednak.
-Mam pewność, bo Twoje życie jest różne od mojego o wszystko.
Po kilku minutach milczenia jednak się otworzyła
-Wiesz jak to jest być nikim dla własnej rodziny? Ojciec woli jakąś wypindrzoną dzi*kę ode mnie. Marcin ma swoją rodzinę, więc nie moze mi poświęcać dużo czasu, a poza tym mieszka w Belgii. Mama przeze mnie nie żyje. Przyjaciółka ciągle mnie olewa. Mam jedynie Marco, który i tak ma dla mnie tyle czasu, że widujemy się aż raz na kilka miesięcy.
-Masz też mnie.-przerwałem jej.- I zawsze możesz na mnie liczyć. Bez względu na to co się będzie działo.
-Dziękuję. Dawno nikt nie robił dla mnie tyle co ty. Najpierw uratowałeś mi życie, a teraz męczysz się ze mną i...
-Nie męczę. Rozmowa z Tobą to sama przyjemność.
-Wiem.-odpowiedziała już z uśmiechem na twarzy.
-Skromna to widać bardzo jesteś.
-To też wiem.
-A wiesz też, że jesteś cholernie pociągająca?-zapytałem. Nie wiem czy nie dostane za to w twarz, ale raz się żyje.
Na jej twarzy pojawił się rumieniec.
-I pięknie wyglądasz jak się rumienisz.-powiedziałem poprawiając kosmyk jej włosów.
-Przestań. Już wyglądam jak pomidor, a za chwilę do końca się zburaczę.-powiedziała z udawanym fochem i szturchnęła mnie w ramię.
-Przestań, przestań....
Rozmowę przerwał nam krzyk Juergena.
-Co wy zrobiliście? Upiliście mnie?! Biegacie jutro za karę po treningu.!-zdążyliśmy tylko i usłyszeć i tyle było go widać w mieszkaniu Marco.
-O widzę, ze jutro spalicie zbedne kalorie!-zaśmiałem się z kolegów.
-Zamknij się! Żona mnie zabije, że nie wróciłem na noc. Cześć-powiedział Santana i wyszedł.
-Ja też się zmywam. Mam takiego kaca, że umrę chyba. Siemka-Hummels pożegnał się i wsiadł do swojego samochodu.
-Błagam. Zróbcie coś. Łeb mi zaraz pęknie.-chodziło Marco w tą i z powrotem.
-Weź jakieś proszki i się połóż, a nie plątasz się jak smród po gaciach blondasku.-powiedziała Marcela i rzuciła mu paczkę tabletek.
-Może masz racje. A zapomniałbym. Idziemy dzisiaj na imprezę. Wszyscy, wy też.-powiedział i zniknął w swojej sypialni.
-Super.-powiedzieliśmy równocześnie i wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
-Pójdziesz ze mną na zakupy? Musze kupić coś na tą imprezę do ubrania, a na Marco to raczej nie mam co liczyć.
-Jasne, że tak. Szofer i prywatny doradca z firmy Piszczek z.o.o. gotowy do usług.
-Z tym zoo to się nie pomyliłeś...
Marcelina
Po 30 minutach byliśmy w centrum handlowy. Dobrze, że Łukasz ze mną pojechał, bo sama bym tu nigdy nie trafiła. Przymierzyłam chyba z 50 sukienek, ale każda była zbyt wyjściowa. Szłam do klubu a nie na zjazd rodzinny. Dopiero po ponad godzinie znalazłam odpowiednią. Piszczek odwiózł mnie do Marco, a sam pojechał przebrać się do siebie. Umówiliśmy się, że przyjadę z Marco i spotkamy sie dopiero na miejscu.
Szybko wbiegłam do mieszkania przyjaciela i przebrałam się. Zrobiłam makijaż, pomogłam jeszcze Marco w wyborze stroju i byliśmy gotowi. Po 15 minutach na miejsce przyjechał Łukasz i Mario, Hummels, Santana, Lewy, Błaszczu razem ze swoimi partnerkami. Zabawa była świetna. Tańczyłam chyba ze wszystkimi, a Cathy okazała się najlepszą dziewczyną jaką do tej pory poznałam. Dlaczego? Bo też mówiła na Reusa blondas :) Wypiłam chyba trochę za dużo, bo około 2 urwał mi się film i nic nie pamiętam.
Obudziłam sie rano z ogromnym bólem głowy i całego ciała. Nie mogłam wstać, bo coś mnie przygniatało. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Co ja zrobiłam?! Przespałam się z...
__________________________________________________
Potrzymam was trochę w niepewności. Obiecałam, ze dodam
dzisiaj, więc jest, przepraszam, że nie wcześniej, ale miałyśmy dzień
kobiet i wróciłam o 21.
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział
A tu sukienka Marceliny:
Przyjechałem rano do Marco. To co zobaczyłem u niego w salonie przeraziło mnie. Na kanapie spali Felipe, Marco, Hummels i trener?! Nie wierzyłem własnym oczom. Klopp śpi pijany na kanapie u Marco. To nieźle się porobiło. Nigdzie nie widziałem Marceli, więc poszedłem do jej pokoju. Pukałem, ale nie otwierała, więc postanowiłem wejść bez jej pozwolenia. Nie było jej, ale z garderoby było słychać jej cichy płacz.
-Stało się coś?-usiadłem obok niej i chciałem ją przytulić, ale odepchnęła mnie.-Marcela, ej!
-Nic się nie stało i idź stąd.
-Znowu zaczynasz? Czemu nie chcesz mi powiedzieć?
-Bo nie. I tak nie zrozumiesz.
-A skąd masz taką pewność?! Może jednak.
-Mam pewność, bo Twoje życie jest różne od mojego o wszystko.
Po kilku minutach milczenia jednak się otworzyła
-Wiesz jak to jest być nikim dla własnej rodziny? Ojciec woli jakąś wypindrzoną dzi*kę ode mnie. Marcin ma swoją rodzinę, więc nie moze mi poświęcać dużo czasu, a poza tym mieszka w Belgii. Mama przeze mnie nie żyje. Przyjaciółka ciągle mnie olewa. Mam jedynie Marco, który i tak ma dla mnie tyle czasu, że widujemy się aż raz na kilka miesięcy.
-Masz też mnie.-przerwałem jej.- I zawsze możesz na mnie liczyć. Bez względu na to co się będzie działo.
-Dziękuję. Dawno nikt nie robił dla mnie tyle co ty. Najpierw uratowałeś mi życie, a teraz męczysz się ze mną i...
-Nie męczę. Rozmowa z Tobą to sama przyjemność.
-Wiem.-odpowiedziała już z uśmiechem na twarzy.
-Skromna to widać bardzo jesteś.
-To też wiem.
-A wiesz też, że jesteś cholernie pociągająca?-zapytałem. Nie wiem czy nie dostane za to w twarz, ale raz się żyje.
Na jej twarzy pojawił się rumieniec.
-I pięknie wyglądasz jak się rumienisz.-powiedziałem poprawiając kosmyk jej włosów.
-Przestań. Już wyglądam jak pomidor, a za chwilę do końca się zburaczę.-powiedziała z udawanym fochem i szturchnęła mnie w ramię.
-Przestań, przestań....
Rozmowę przerwał nam krzyk Juergena.
-Co wy zrobiliście? Upiliście mnie?! Biegacie jutro za karę po treningu.!-zdążyliśmy tylko i usłyszeć i tyle było go widać w mieszkaniu Marco.
-O widzę, ze jutro spalicie zbedne kalorie!-zaśmiałem się z kolegów.
-Zamknij się! Żona mnie zabije, że nie wróciłem na noc. Cześć-powiedział Santana i wyszedł.
-Ja też się zmywam. Mam takiego kaca, że umrę chyba. Siemka-Hummels pożegnał się i wsiadł do swojego samochodu.
-Błagam. Zróbcie coś. Łeb mi zaraz pęknie.-chodziło Marco w tą i z powrotem.
-Weź jakieś proszki i się połóż, a nie plątasz się jak smród po gaciach blondasku.-powiedziała Marcela i rzuciła mu paczkę tabletek.
-Może masz racje. A zapomniałbym. Idziemy dzisiaj na imprezę. Wszyscy, wy też.-powiedział i zniknął w swojej sypialni.
-Super.-powiedzieliśmy równocześnie i wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
-Pójdziesz ze mną na zakupy? Musze kupić coś na tą imprezę do ubrania, a na Marco to raczej nie mam co liczyć.
-Jasne, że tak. Szofer i prywatny doradca z firmy Piszczek z.o.o. gotowy do usług.
-Z tym zoo to się nie pomyliłeś...
Marcelina
Po 30 minutach byliśmy w centrum handlowy. Dobrze, że Łukasz ze mną pojechał, bo sama bym tu nigdy nie trafiła. Przymierzyłam chyba z 50 sukienek, ale każda była zbyt wyjściowa. Szłam do klubu a nie na zjazd rodzinny. Dopiero po ponad godzinie znalazłam odpowiednią. Piszczek odwiózł mnie do Marco, a sam pojechał przebrać się do siebie. Umówiliśmy się, że przyjadę z Marco i spotkamy sie dopiero na miejscu.
Szybko wbiegłam do mieszkania przyjaciela i przebrałam się. Zrobiłam makijaż, pomogłam jeszcze Marco w wyborze stroju i byliśmy gotowi. Po 15 minutach na miejsce przyjechał Łukasz i Mario, Hummels, Santana, Lewy, Błaszczu razem ze swoimi partnerkami. Zabawa była świetna. Tańczyłam chyba ze wszystkimi, a Cathy okazała się najlepszą dziewczyną jaką do tej pory poznałam. Dlaczego? Bo też mówiła na Reusa blondas :) Wypiłam chyba trochę za dużo, bo około 2 urwał mi się film i nic nie pamiętam.
Obudziłam sie rano z ogromnym bólem głowy i całego ciała. Nie mogłam wstać, bo coś mnie przygniatało. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Co ja zrobiłam?! Przespałam się z...
__________________________________________________
Potrzymam was trochę w niepewności. Obiecałam, ze dodam
dzisiaj, więc jest, przepraszam, że nie wcześniej, ale miałyśmy dzień
kobiet i wróciłam o 21.
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział
A tu sukienka Marceliny:
czwartek, 7 marca 2013
Rozdział 8
Włącz zanim zaczniesz czytać: http://www.youtube.com/watch?v=t9kw5XK0nE0
Marcelina
Rozmowa z Marco uświadomiła jaką jestem kretynką. Spakowałam się i uciekłam. Bałam się konsekwencji. Jak zwykle stchórzyłam. Wszyscy, którzy nazywali mnie tchórzem mieli rację. Nie potrafię zmierzyć się z niczym. Zawsze wybieram drogę ucieczki. Dobrze, że mam takiego kogoś jak Reus. Obiecał mi pomóc i za to będę miała wobec niego kolejny dług do końca życia.
(przepraszam, że znowu tydzień później;p)
7 dni później\
Łukasz
Nie wiem jak, nie wiem skąd i dlaczego, ale skoro tak to dlaczego nie. Marco znał Marcele i namówił ją na spotkanie z nią. Kolejny dług wobec niego. Nie wiem jak mu się odpłacę za to wszystko. Z Kubą są moimi najlepszymi przyjaciółmi i to oni wyciągają mnie z każdych kłopotów, a nie ukrywajmy bardzo a to bardzo często się w nie pakuję.
Zaprosiłem ją do mojej ulubionej restauracji w Dortmundzie. Może i nie było to jakieś niezwykle kameralne miejsce, ale wiedziałem, że tu można liczyć się z prywatnością, a nam chyba właśnie tego było trzeba.
Przyszła punktualnie, ja postanowiłem być trochę wcześniej. Podeszła do stolika i z rumieńcem na twarzy przywitała się ze mną. Chciałem ją pocałować w policzek, ale się odsunęła, więc dałem spokój.
-Łukasz przepraszam Cię za to wszystko.-przerwała niemiłą ciszę.
-Nie masz za co. To wszystko...-przerwała im kelnerka prosząc o zamówienie.-To wszystko zdarzyło się zbyt szybko. Nie wiem nawet jak mam się przed Tobą wytłumaczyć.
-Nie masz z czego. Żadne z nas nie protestowało, więc nie ma sensu się obwiniać. Mam rację?
-Masz.-odpowiedział i posłał jej swój czarujący uśmiech, a ona lekko się zarumieniła.
-Na długo przyjechałaś do Dortmundu?-zapytał kiedy odwoził ją do Marco.
-Nie wiem.. to znaczy. No nie na długo, muszę wracać do Polski, znaleźć jakąś pracę. Rozumiesz?
-Tak, jasne. A skąd znasz się z Marco? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście.
-Poznaliśmy się dość dawno i w dość dziwnych okolicznościach. No bo byłam akurat w Dortmundzie na wymianie ze szkoły i się zgubiłam. Spotkałam Marco w parku. Pomógł mi a potem nie rozmawialiśmy ze soba ani nic. Znaliśmy tylko swoje imiona, a ponownie spotkaliśmy się na meczu Polska-Niemcy. Przyjaciółka siłą mnie tam wyciągnęła, bo od zawsze podkochuje się w Ozilu. No i tak jakoś się zgadaliśmy.
-Fajnie. A jak się czujesz?
-Dobrze. Naprawdę dobrze.-uśmiechnęła się sztucznie. Przecież nie powie mu, ż nadal się tnie.
Pożegnali się, Łukasz pojechał do domu a Marcela weszła do mieszkania Marco. To co tam zobaczyła nieco ją zaskoczyło. Na kanapie w salonie siedział dosłownie zalany w trupa Marco a obok niego kilku jego kolegów. Jeśli dobrze jej się wydawało to było to Hummels i Santana, a tego trzeciego nie kojarzyła znikąd.
Przykryła ich tylko kocem i zamknęła się w łazience biorąc ze sobą żyletkę. Nie wiedziała, że to będzie jej ostatnia ucieczka od problemów tym sposobem.
________________________________________________________
Mam nadzieję, że chociaż trochę się Wam podoba. Jutro dodam następny
rozdział i obiecuję, że będzie się w nim więcej działo. Liczę na wasze
komentarze i pozytywne oraz te negatywne. Wasze uwagi naprawdę
bardzo pomagają, bo wtedy wiem co zmienić, aby się wam lepiej czytało.
co najmniej 5 komentarzy=jutro nowy rozdział
Marcelina
Rozmowa z Marco uświadomiła jaką jestem kretynką. Spakowałam się i uciekłam. Bałam się konsekwencji. Jak zwykle stchórzyłam. Wszyscy, którzy nazywali mnie tchórzem mieli rację. Nie potrafię zmierzyć się z niczym. Zawsze wybieram drogę ucieczki. Dobrze, że mam takiego kogoś jak Reus. Obiecał mi pomóc i za to będę miała wobec niego kolejny dług do końca życia.
(przepraszam, że znowu tydzień później;p)
7 dni później\
Łukasz
Nie wiem jak, nie wiem skąd i dlaczego, ale skoro tak to dlaczego nie. Marco znał Marcele i namówił ją na spotkanie z nią. Kolejny dług wobec niego. Nie wiem jak mu się odpłacę za to wszystko. Z Kubą są moimi najlepszymi przyjaciółmi i to oni wyciągają mnie z każdych kłopotów, a nie ukrywajmy bardzo a to bardzo często się w nie pakuję.
Zaprosiłem ją do mojej ulubionej restauracji w Dortmundzie. Może i nie było to jakieś niezwykle kameralne miejsce, ale wiedziałem, że tu można liczyć się z prywatnością, a nam chyba właśnie tego było trzeba.
Przyszła punktualnie, ja postanowiłem być trochę wcześniej. Podeszła do stolika i z rumieńcem na twarzy przywitała się ze mną. Chciałem ją pocałować w policzek, ale się odsunęła, więc dałem spokój.
-Łukasz przepraszam Cię za to wszystko.-przerwała niemiłą ciszę.
-Nie masz za co. To wszystko...-przerwała im kelnerka prosząc o zamówienie.-To wszystko zdarzyło się zbyt szybko. Nie wiem nawet jak mam się przed Tobą wytłumaczyć.
-Nie masz z czego. Żadne z nas nie protestowało, więc nie ma sensu się obwiniać. Mam rację?
-Masz.-odpowiedział i posłał jej swój czarujący uśmiech, a ona lekko się zarumieniła.
-Na długo przyjechałaś do Dortmundu?-zapytał kiedy odwoził ją do Marco.
-Nie wiem.. to znaczy. No nie na długo, muszę wracać do Polski, znaleźć jakąś pracę. Rozumiesz?
-Tak, jasne. A skąd znasz się z Marco? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście.
-Poznaliśmy się dość dawno i w dość dziwnych okolicznościach. No bo byłam akurat w Dortmundzie na wymianie ze szkoły i się zgubiłam. Spotkałam Marco w parku. Pomógł mi a potem nie rozmawialiśmy ze soba ani nic. Znaliśmy tylko swoje imiona, a ponownie spotkaliśmy się na meczu Polska-Niemcy. Przyjaciółka siłą mnie tam wyciągnęła, bo od zawsze podkochuje się w Ozilu. No i tak jakoś się zgadaliśmy.
-Fajnie. A jak się czujesz?
-Dobrze. Naprawdę dobrze.-uśmiechnęła się sztucznie. Przecież nie powie mu, ż nadal się tnie.
Pożegnali się, Łukasz pojechał do domu a Marcela weszła do mieszkania Marco. To co tam zobaczyła nieco ją zaskoczyło. Na kanapie w salonie siedział dosłownie zalany w trupa Marco a obok niego kilku jego kolegów. Jeśli dobrze jej się wydawało to było to Hummels i Santana, a tego trzeciego nie kojarzyła znikąd.
Przykryła ich tylko kocem i zamknęła się w łazience biorąc ze sobą żyletkę. Nie wiedziała, że to będzie jej ostatnia ucieczka od problemów tym sposobem.
________________________________________________________
Mam nadzieję, że chociaż trochę się Wam podoba. Jutro dodam następny
rozdział i obiecuję, że będzie się w nim więcej działo. Liczę na wasze
komentarze i pozytywne oraz te negatywne. Wasze uwagi naprawdę
bardzo pomagają, bo wtedy wiem co zmienić, aby się wam lepiej czytało.
co najmniej 5 komentarzy=jutro nowy rozdział
poniedziałek, 4 marca 2013
Rozdział 7
Ten rozdział chciałam zadedykować Marzenie, która dała mi pomysł na dalszą część opowiadania oraz Aleksandrze Siemieniec i Izie Tarnoś za to, że są z moimi opowiadaniami od samego początku. Dziękuję!
Marcelina
Obudziłam się słysząc hałasy nadchodzące z mieszkania obok. Poczułam na sobie czyjeś dłonie i natychmiast przypomniały mi się wydarzenia wczorajszej nocy. Jestem totalną kretynką-pomyślała. Poszłam do łóżka z facetem, który jest prawie 10 lat starszy ode mnie. Bezszelestnie wyszłam z jego mieszkania i udałam się piętro wyżej do mojego mało przytulnego gniazdka. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wsiadłam do samochodu. Jechałam do Dortmundu. Wiedziałam, że w najbliższym czasie Łukasza tam nie będzie a rozczochraniec(mój przyjaciel) mi pomoże. Jak zawsze zresztą. Zawsze mogłam na niego liczyć i za to go uwielbiałam. Był osobą, która jako jedyna utrzymywała mnie przy życiu. Widywaliśmy się dość rzadko, ale był dla mnie bardzo ważny. Po dość długiej podróży zapukałam do drzwi jego mieszkania. Otworzył je totalnie nieogarnięty. Jak zwykle-pomyślałam. Po chwili patrzenia na mnie rzucił się na mnie i zaczął okręcać wokoło.
-Boże! Marcela!-krzyknął
-Wystarczy Marcela.-powiedziałam uśmiechając się i idąc do jego salonu.-Błagam powiedz, że masz coś mocniejszego do picia, bo umrę.
-Ja zawsze mam.-odpowiedział wyciągając butelkę.
Siedzieliśmy pijąc, a ja opowiadałam mu o tym jaką jestem idiotką. On jak zawsze powiedział, że źle zrobiłam, bo zachowałam się jak szmata. Zabolało? Nie, bo miał rację. Zostawiłam Łukasza bez słowa wyjaśnienia, a należało mu się jakoś wytłumaczyć. Znał Łukasza na pewno lepiej ode mnie i wiedział, że piłkarz będzie przeze mnie cierpiał. Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że mi na nim zależy.
Łukasz
Obudziłem się niesamowicie szczęśliwy. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w stanie aż takiej euforii.
Zobaczyłem, że Marceliny nie ma obok mnie, więc ją zawołałem. Odpowiedziała mi głucha cisza.
Wstałem i nie było jej w żadnym pomieszczeniu. W jej mieszkaniu również. Auta na parkingu też nie było. Uciekła? Żałuje? A może uważa, że chciałem ją wykorzystać? Jej telefon nie odpowiada, nie pozostaje mi nic innego jak powrót do Dortmundu i po prostu upicie się z Kubą i Marco.
__________________________________________
7 rozdział znowu krótki, ale staram się dodawać jak
najczęściej, więc to dlatego. :)
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział :)
Marcelina
Obudziłam się słysząc hałasy nadchodzące z mieszkania obok. Poczułam na sobie czyjeś dłonie i natychmiast przypomniały mi się wydarzenia wczorajszej nocy. Jestem totalną kretynką-pomyślała. Poszłam do łóżka z facetem, który jest prawie 10 lat starszy ode mnie. Bezszelestnie wyszłam z jego mieszkania i udałam się piętro wyżej do mojego mało przytulnego gniazdka. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wsiadłam do samochodu. Jechałam do Dortmundu. Wiedziałam, że w najbliższym czasie Łukasza tam nie będzie a rozczochraniec(mój przyjaciel) mi pomoże. Jak zawsze zresztą. Zawsze mogłam na niego liczyć i za to go uwielbiałam. Był osobą, która jako jedyna utrzymywała mnie przy życiu. Widywaliśmy się dość rzadko, ale był dla mnie bardzo ważny. Po dość długiej podróży zapukałam do drzwi jego mieszkania. Otworzył je totalnie nieogarnięty. Jak zwykle-pomyślałam. Po chwili patrzenia na mnie rzucił się na mnie i zaczął okręcać wokoło.
-Boże! Marcela!-krzyknął
-Wystarczy Marcela.-powiedziałam uśmiechając się i idąc do jego salonu.-Błagam powiedz, że masz coś mocniejszego do picia, bo umrę.
-Ja zawsze mam.-odpowiedział wyciągając butelkę.
Siedzieliśmy pijąc, a ja opowiadałam mu o tym jaką jestem idiotką. On jak zawsze powiedział, że źle zrobiłam, bo zachowałam się jak szmata. Zabolało? Nie, bo miał rację. Zostawiłam Łukasza bez słowa wyjaśnienia, a należało mu się jakoś wytłumaczyć. Znał Łukasza na pewno lepiej ode mnie i wiedział, że piłkarz będzie przeze mnie cierpiał. Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że mi na nim zależy.
Łukasz
Obudziłem się niesamowicie szczęśliwy. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w stanie aż takiej euforii.
Zobaczyłem, że Marceliny nie ma obok mnie, więc ją zawołałem. Odpowiedziała mi głucha cisza.
Wstałem i nie było jej w żadnym pomieszczeniu. W jej mieszkaniu również. Auta na parkingu też nie było. Uciekła? Żałuje? A może uważa, że chciałem ją wykorzystać? Jej telefon nie odpowiada, nie pozostaje mi nic innego jak powrót do Dortmundu i po prostu upicie się z Kubą i Marco.
__________________________________________
7 rozdział znowu krótki, ale staram się dodawać jak
najczęściej, więc to dlatego. :)
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział :)
niedziela, 3 marca 2013
Rozdział 6
Tydzień później
Marcelina
Dzisiaj idę z Łukaszem na kolację. Na pewno wszyscy się dziwicie, że się zgodziłam. Miałam co do tego wątpliwości, ale...urok osobisty Piszczka działa na każdego, nawet na mnie. Znamy się zaledwie kilka dni, a ja mu zaufałam. Opowiedziałam o wszystkim, przy czym on nie pozostał dłużny. Dowiedziałam się o jego życiu wszystkiego czego chciałaby każda jego fanka i nie tylko.
W co ja mam się ubrać? Zawsze chodzę w jensach, bluzach i trampkach. Nie wypada tak iść na kolację. Z ogromną niechęcią wybrałam się na zakupy. Kupiłam pierwszą lepszą sukienkę i jakieś buty na obcasach.
Ubrałam się, zrobiłam makijaż, podkręciłam włosy (tak ja zadbałam o uczesanie) i byłam gotowa. Do przyjścia Łukasza została jeszcze prawie godzina, więc włączyłam telewizor i oglądałam powtórkę Trudnych spraw. Nie wiem kto wymyśla coś tak głupiego i taniego...nie wiem skąd oni biorą aż tak "wielkie" problemy. Moje rozmyślanie o głupocie tego serialu przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyłam i je i przywitałam się z Łukaszem. Wzięłam torebkę i wsiedliśmy do jego samochodu.
-Możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy na tą kolacje? Nie wiem czy stosownie sie ubrałam, a ty się śmiejesz!-warknęła gdy tylko zobaczyła szeroki uśmiech na jego twarzy.
-Śmiech to zdrowie, a poza tym wyglądasz ślicznie, więc w czym problem?-zapytał uśmiechając się.
-Już w niczym, ale...
-Nie ma żadnego ale piękna. Już jesteśmy.-powiedział i wysiadł szybko, aby otworzyć jej drzwi.
-Dziękuję dżentelmenie.-powiedziała sztucznie się uśmiechając.
-Ja chcę być miły, a ty...
-Zamknij się! Idziemy? Bo jesli umrę z głodu to płacisz za trumnę i stypę.-powiedziała na co Łukasz zrobił minę typu: "Nie wiem czy wiesz, ale jesteś dziwna". Bez słowa złapał Marcelinę za rękę i pociągnął w stronę restauracji. Dziewczyna odetchnęła z ulgą kiedy zobaczyła, że jej strój jest odpowiedni do takiego miejsca.
Nie wiedziała co sie z nią działo. Jeszcze niedawno mogła wyjść z domu w pidżamie, albo worku po ziemniakach a dzisiaj zależało jej na wyglądzie.. jej wyglądzie.
-Co państwu podać?-zapytała kelnerka mierząca wzrokiem Piszczka z góry na dół i szczerząca się do niego jak głupi do sera.
-Ja poproszę sushi-powiedziała Marcelina
-A dla mnie lasagne-powiedział piłkarz i oddał menu kelnerce.
-A do picia? Wino?-zapytała
-Ja dziękuję, a ty?-zwrócił się do Marceliny
-Dla mnie woda niegazowana.
-A dla mnie gazowana.-złożyli zamówienie, ale kelnerka nadal nie odchodziła i szczerzyła się do Łukasza.
-Te kawały o blondynkach to jednak prawda-powiedziała Marcelina patrząc perfidnie na kelnerkę.-A i uważaj, bo ślinka ci cieknie.-krzyknęła gdy ta już odchodziła.
-Co to było?-zapytał Łukasz
-Nie widziałeś jak na Ciebie patrzyła?....
Łukasz
Po mile spędzonym czasie w restauracji zaproponowałem Marcelinie obejrzenie filmu u mnie w domu. Sara była u dziadków, więc nikogo u mnie nie było. Marcela po kilkunastu minutach błagania i robienia przeze mnie słodkich minek zgodziła się. Kiedy weszliśmy do mieszkania zaczęła od razu wybierać filmy.
-Matko boska. Nie masz tu żadnego porządnego filmu. Same romansidła, komedie i dramaty!-krzyknęła kiedy otwierałem wino.
-Komedie się w porządku.-odpowiedziałem robiąc obrażaną minę.-Co powiesz na horror?
-Możemy obejrzeć. Pokaż co tu jeszcze masz. O co to?-zapytała podając mi płyte
-Film?-chciałem zażartować ale widząc jej minę od razu mi się odechciało-Lśnienie, nawet fajny.
-To oglądamy!-krzyknęła radośnie i rozłożyła się na całą kanapę.
-A ja mam siedzieć na podłodze?-zapytałem a ona o dziwo nie protestując zrobiła mi miejsce obok siebie.
Oglądaliśmy już przez chwilę, ale ja nie mogłem skupić się na niczym innym niż na niej. Ona za to z zaciekawieniem oglądała film i co chwilę coś krzyczała albo wyzywała. W pewnym momencie w całym mieszkaniu zgasło światło.
-aaa! Łukasz!-krzyknęła i przytuliła się do mnie
-Ty nieustraszona Marcelina boi się ciemności?!-zaśmiałem się i przytuliłem ją mocnej.
-Przestań to nie jest śmieszne. Oglądałam wczoraj taki film i dziewczyna akurat jakiś horror oglądała w tym filmie, a potem ją zabili.
15 minut później
-No to wygląda, ze jakaś awaria na całym osiedlu. Pomożesz mi z tymi świeczkami?
-Jasne.
Siedzieliśmy tak przy moich nędznych starych świeczkach, które znalazłem na dnie szafy, piliśmy wino i gadaliśmy nie wiadomo o czym.
Marcelina
W pewnym momencie zaczęliśmy się do siebie zbliżać. I stało sie Łukasz mnie pocałował. Nasze pocałunki z sekundy na sekundę stawały sie coraz szybsze i bardziej namiętne. Dłonie Łukasz błądziły po moich plecach, a moje po jego włosach. W szybkim tempie pozbyliśmy się ubrań i udaliśmy się do sypialni Łukasz, gdzie spędziliśmy długą i namiętną noc.....
______________________________________
No i mamy 6 rozdział :) Krótki, ale wydaje mi sie,
że dość sporo się dzieje. Podoba Wam się?
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział
Marcelina
Dzisiaj idę z Łukaszem na kolację. Na pewno wszyscy się dziwicie, że się zgodziłam. Miałam co do tego wątpliwości, ale...urok osobisty Piszczka działa na każdego, nawet na mnie. Znamy się zaledwie kilka dni, a ja mu zaufałam. Opowiedziałam o wszystkim, przy czym on nie pozostał dłużny. Dowiedziałam się o jego życiu wszystkiego czego chciałaby każda jego fanka i nie tylko.
W co ja mam się ubrać? Zawsze chodzę w jensach, bluzach i trampkach. Nie wypada tak iść na kolację. Z ogromną niechęcią wybrałam się na zakupy. Kupiłam pierwszą lepszą sukienkę i jakieś buty na obcasach.
Ubrałam się, zrobiłam makijaż, podkręciłam włosy (tak ja zadbałam o uczesanie) i byłam gotowa. Do przyjścia Łukasza została jeszcze prawie godzina, więc włączyłam telewizor i oglądałam powtórkę Trudnych spraw. Nie wiem kto wymyśla coś tak głupiego i taniego...nie wiem skąd oni biorą aż tak "wielkie" problemy. Moje rozmyślanie o głupocie tego serialu przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyłam i je i przywitałam się z Łukaszem. Wzięłam torebkę i wsiedliśmy do jego samochodu.
-Możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy na tą kolacje? Nie wiem czy stosownie sie ubrałam, a ty się śmiejesz!-warknęła gdy tylko zobaczyła szeroki uśmiech na jego twarzy.
-Śmiech to zdrowie, a poza tym wyglądasz ślicznie, więc w czym problem?-zapytał uśmiechając się.
-Już w niczym, ale...
-Nie ma żadnego ale piękna. Już jesteśmy.-powiedział i wysiadł szybko, aby otworzyć jej drzwi.
-Dziękuję dżentelmenie.-powiedziała sztucznie się uśmiechając.
-Ja chcę być miły, a ty...
-Zamknij się! Idziemy? Bo jesli umrę z głodu to płacisz za trumnę i stypę.-powiedziała na co Łukasz zrobił minę typu: "Nie wiem czy wiesz, ale jesteś dziwna". Bez słowa złapał Marcelinę za rękę i pociągnął w stronę restauracji. Dziewczyna odetchnęła z ulgą kiedy zobaczyła, że jej strój jest odpowiedni do takiego miejsca.
Nie wiedziała co sie z nią działo. Jeszcze niedawno mogła wyjść z domu w pidżamie, albo worku po ziemniakach a dzisiaj zależało jej na wyglądzie.. jej wyglądzie.
-Co państwu podać?-zapytała kelnerka mierząca wzrokiem Piszczka z góry na dół i szczerząca się do niego jak głupi do sera.
-Ja poproszę sushi-powiedziała Marcelina
-A dla mnie lasagne-powiedział piłkarz i oddał menu kelnerce.
-A do picia? Wino?-zapytała
-Ja dziękuję, a ty?-zwrócił się do Marceliny
-Dla mnie woda niegazowana.
-A dla mnie gazowana.-złożyli zamówienie, ale kelnerka nadal nie odchodziła i szczerzyła się do Łukasza.
-Te kawały o blondynkach to jednak prawda-powiedziała Marcelina patrząc perfidnie na kelnerkę.-A i uważaj, bo ślinka ci cieknie.-krzyknęła gdy ta już odchodziła.
-Co to było?-zapytał Łukasz
-Nie widziałeś jak na Ciebie patrzyła?....
Łukasz
Po mile spędzonym czasie w restauracji zaproponowałem Marcelinie obejrzenie filmu u mnie w domu. Sara była u dziadków, więc nikogo u mnie nie było. Marcela po kilkunastu minutach błagania i robienia przeze mnie słodkich minek zgodziła się. Kiedy weszliśmy do mieszkania zaczęła od razu wybierać filmy.
-Matko boska. Nie masz tu żadnego porządnego filmu. Same romansidła, komedie i dramaty!-krzyknęła kiedy otwierałem wino.
-Komedie się w porządku.-odpowiedziałem robiąc obrażaną minę.-Co powiesz na horror?
-Możemy obejrzeć. Pokaż co tu jeszcze masz. O co to?-zapytała podając mi płyte
-Film?-chciałem zażartować ale widząc jej minę od razu mi się odechciało-Lśnienie, nawet fajny.
-To oglądamy!-krzyknęła radośnie i rozłożyła się na całą kanapę.
-A ja mam siedzieć na podłodze?-zapytałem a ona o dziwo nie protestując zrobiła mi miejsce obok siebie.
Oglądaliśmy już przez chwilę, ale ja nie mogłem skupić się na niczym innym niż na niej. Ona za to z zaciekawieniem oglądała film i co chwilę coś krzyczała albo wyzywała. W pewnym momencie w całym mieszkaniu zgasło światło.
-aaa! Łukasz!-krzyknęła i przytuliła się do mnie
-Ty nieustraszona Marcelina boi się ciemności?!-zaśmiałem się i przytuliłem ją mocnej.
-Przestań to nie jest śmieszne. Oglądałam wczoraj taki film i dziewczyna akurat jakiś horror oglądała w tym filmie, a potem ją zabili.
15 minut później
-No to wygląda, ze jakaś awaria na całym osiedlu. Pomożesz mi z tymi świeczkami?
-Jasne.
Siedzieliśmy tak przy moich nędznych starych świeczkach, które znalazłem na dnie szafy, piliśmy wino i gadaliśmy nie wiadomo o czym.
Marcelina
W pewnym momencie zaczęliśmy się do siebie zbliżać. I stało sie Łukasz mnie pocałował. Nasze pocałunki z sekundy na sekundę stawały sie coraz szybsze i bardziej namiętne. Dłonie Łukasz błądziły po moich plecach, a moje po jego włosach. W szybkim tempie pozbyliśmy się ubrań i udaliśmy się do sypialni Łukasz, gdzie spędziliśmy długą i namiętną noc.....
______________________________________
No i mamy 6 rozdział :) Krótki, ale wydaje mi sie,
że dość sporo się dzieje. Podoba Wam się?
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział
piątek, 1 marca 2013
Rozdział 5
Łukasz
Rano zawiozłem Sarę do bratowej i pojechałem do szpitala. Dzisiaj bezproblemowo mogłem tam wejść. Poszedłem do sali, w której leżała Marcelina. Nie wiem dlaczego ale bałem się. Nie chciałem sprawić jej przykrości, tylko najzwyczajniej w świecie pomóc. Zapukałem i bez oczekiwania na odpowiedź wszedłem do środka.
-Nie powiedziałam proszę.-jej głos znowu był oschły i pełen nienawiści? Nie wiem, ale nie była do mnie pozytywnie nastawiona.
-Może jakieś dzień dobry?-zapytałem uśmiechając się.-Tu masz klucze od swojego mieszkania. Zamknąłem je, a przed tym wziąłem kilka Twoich rzeczy, bo na pewno...
-Grzebałeś w moich rzeczach?! Jesteś bezczelny! Zgrywasz jakiegoś księcia z bajki czy kogo?-zadała mi pytanie retoryczne-Proszę Cię! Zabierz te swoje manatki i wypieprzaj stąd póki nie moge sama wstawać, bo później nie ręczę za siebie! W ogóle co ty sobie wyobrażałeś? Że co? Bo jak mnie uratowałeś to może zostaniemy teraz jakimiś przyjaciółmi!? Albo, że będę chciała z Tobą chociaż rozmawiać? śmieszny jesteś! Nie potrzebuję przyjaciół ani nikogo innego!-krzyczała, a gdy wypowiedziała ostatnie słowo zaczęła płakać jak dziecko. Nie wiedziałem co robić, ale zaryzykowałem i ją przytuliłem. Odwzajemniła uścisk.c
-A więc....-opowiedziała mi wszystko o jej ojcu, bracie, byłej już przyjaciółce i o tym jak się okaleczała. Przysięgła, że z tym skończy, a ja obiecałem jej w tym pomóc.
Tydzień później
Marcelina
W końcu. Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Koniec siedzenia w jednym pomieszczeniu. O godzinie 11 dostałam wypis, a po 12 przyjechał po mnie Łukasz. Nie wiem dlaczego, ale jego twarz była mi niezwykle znajoma. Byłam pewna, że znam go. Tylko skąd? To pytanie tkwiło w mojej głowie od ponad tygodnia.
Przyszedł punktualnie, jak zawsze. Wziął moje rzeczy i poszliśmy do jego samochodu.
-Co powiesz na jakiś obiad?-zapytał w trakcie jazdy
-No nie wiem..-odpowiedziałam
-Nie wiem, nie wiem. To w takim razie powiem tak: Jedziemy na obiad. Co powiesz na włoską restaurację?
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam piłkarzowi. Ej no właśnie! Piłkarzowi! On gra w naszej reprezentacji.! Wiedziałam, ze go znam.
-Łukasz?-zapytałam cicho
-Tak.
-Ty jesteś piłkarzem prawda?-błagam, żeby moje przypuszczenia się sprawdziły bo wyjdę na totalną kretynkę, idiotkę, wariatkę i debila.
-No tak. Myślałem, że wiesz.
Ufff. Dzięki Bogu-pomyślałam
-Teraz już jestem pewna. Kojarzyłam Cię, bo tata nieraz o Tobie gadał z Marcinem i resztą sztabu.
-Resztą sztabu?-zapytał podejrzliwie. No to super. Co ja mu teraz powiem, że moim ojcem, na którego tak najeżdżałam jest jego trener?
-Możemy o tym nie gadać?-zapytałam z nadzieją, że odpuści.
-Teraz tak, ale wrócimy do tego. Dobrze?
-Jeju. Musimy?
-Tak. I już jesteśmy.-powiedział po raz kolejny tak cudownie się uśmiechając. Nie tylko jego uśmiech ale i oczy ogólnie całokształt, były idealne. Stop! STOP! Marcela o czym ty myslisz? On po 1 jest starszy, a po 2 na pewno ma żonę albo narzeczoną.
___________________________________________________________
I mamy kolejny rozdział. Wymęczony, ale jest. Kompletnie nie miałam
czasu, żeby napisać i w przyszłym tygodniu też chyba tak będzie, ale
obiecuję, że we wtorek, albo środę dodam jeden dłuższy rozdział.
5-6 komentarzy=nowy rozdział :)
Rano zawiozłem Sarę do bratowej i pojechałem do szpitala. Dzisiaj bezproblemowo mogłem tam wejść. Poszedłem do sali, w której leżała Marcelina. Nie wiem dlaczego ale bałem się. Nie chciałem sprawić jej przykrości, tylko najzwyczajniej w świecie pomóc. Zapukałem i bez oczekiwania na odpowiedź wszedłem do środka.
-Nie powiedziałam proszę.-jej głos znowu był oschły i pełen nienawiści? Nie wiem, ale nie była do mnie pozytywnie nastawiona.
-Może jakieś dzień dobry?-zapytałem uśmiechając się.-Tu masz klucze od swojego mieszkania. Zamknąłem je, a przed tym wziąłem kilka Twoich rzeczy, bo na pewno...
-Grzebałeś w moich rzeczach?! Jesteś bezczelny! Zgrywasz jakiegoś księcia z bajki czy kogo?-zadała mi pytanie retoryczne-Proszę Cię! Zabierz te swoje manatki i wypieprzaj stąd póki nie moge sama wstawać, bo później nie ręczę za siebie! W ogóle co ty sobie wyobrażałeś? Że co? Bo jak mnie uratowałeś to może zostaniemy teraz jakimiś przyjaciółmi!? Albo, że będę chciała z Tobą chociaż rozmawiać? śmieszny jesteś! Nie potrzebuję przyjaciół ani nikogo innego!-krzyczała, a gdy wypowiedziała ostatnie słowo zaczęła płakać jak dziecko. Nie wiedziałem co robić, ale zaryzykowałem i ją przytuliłem. Odwzajemniła uścisk.c
-A więc....-opowiedziała mi wszystko o jej ojcu, bracie, byłej już przyjaciółce i o tym jak się okaleczała. Przysięgła, że z tym skończy, a ja obiecałem jej w tym pomóc.
Tydzień później
Marcelina
W końcu. Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Koniec siedzenia w jednym pomieszczeniu. O godzinie 11 dostałam wypis, a po 12 przyjechał po mnie Łukasz. Nie wiem dlaczego, ale jego twarz była mi niezwykle znajoma. Byłam pewna, że znam go. Tylko skąd? To pytanie tkwiło w mojej głowie od ponad tygodnia.
Przyszedł punktualnie, jak zawsze. Wziął moje rzeczy i poszliśmy do jego samochodu.
-Co powiesz na jakiś obiad?-zapytał w trakcie jazdy
-No nie wiem..-odpowiedziałam
-Nie wiem, nie wiem. To w takim razie powiem tak: Jedziemy na obiad. Co powiesz na włoską restaurację?
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam piłkarzowi. Ej no właśnie! Piłkarzowi! On gra w naszej reprezentacji.! Wiedziałam, ze go znam.
-Łukasz?-zapytałam cicho
-Tak.
-Ty jesteś piłkarzem prawda?-błagam, żeby moje przypuszczenia się sprawdziły bo wyjdę na totalną kretynkę, idiotkę, wariatkę i debila.
-No tak. Myślałem, że wiesz.
Ufff. Dzięki Bogu-pomyślałam
-Teraz już jestem pewna. Kojarzyłam Cię, bo tata nieraz o Tobie gadał z Marcinem i resztą sztabu.
-Resztą sztabu?-zapytał podejrzliwie. No to super. Co ja mu teraz powiem, że moim ojcem, na którego tak najeżdżałam jest jego trener?
-Możemy o tym nie gadać?-zapytałam z nadzieją, że odpuści.
-Teraz tak, ale wrócimy do tego. Dobrze?
-Jeju. Musimy?
-Tak. I już jesteśmy.-powiedział po raz kolejny tak cudownie się uśmiechając. Nie tylko jego uśmiech ale i oczy ogólnie całokształt, były idealne. Stop! STOP! Marcela o czym ty myslisz? On po 1 jest starszy, a po 2 na pewno ma żonę albo narzeczoną.
___________________________________________________________
I mamy kolejny rozdział. Wymęczony, ale jest. Kompletnie nie miałam
czasu, żeby napisać i w przyszłym tygodniu też chyba tak będzie, ale
obiecuję, że we wtorek, albo środę dodam jeden dłuższy rozdział.
5-6 komentarzy=nowy rozdział :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)