Odwiedziny:

środa, 27 marca 2013

Epilog

Tydzień później

Oczami Marceliny
Nic nie zapowiadało tego, że słowa wróżki się sprawdzą. Jak codziennie wieczorem poszłam pobiegać do parku. W pewnym momencie zobaczyłam Łukasza. Nie byłby w tym nic dziwnego, gdyby nie blondynka, z którą się całował. Wpadłam w furię. Podbiegłam do nich i obydwojgu dałam w twarz. Ze łzami w oczach pobiegłam do domu i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co się stało.
Jak on mógł to zrobić? Nie potrafiłam tego zrozumieć. Jeszcze wczoraj mówił, że mnie kocha.
Podła świnia! W ciągu kilku minut w domu nie było już nic mojego. Wszystkie wspólne zdjęcia wrzuciłam do kominka. Nie rozumiem, jak on mógł to zrobić. Wychodząc z domu zostawiłam za sobą wszystko co miało z nim związek. Wszystkie plany i nadzieje legły w gruzach. Płacząc wsiadłam do samochodu i ruszyłam do Katowic.

Oczami Łukasza
Nie mogę uwierzyć w to co zrobiłem. Naprawdę kocham Marcelinę. Sasha to tylko chwila słabości. Nie chciałem nikogo skrzywdzić. Wracałem do domu z nadzieją, że jeszcze ją tam zastanę. Jednak przeliczyłem się. W środku nikogo nie było. Nasze wspólne zdjęcia paliły się w kominku. Usiadłem przed nim i zacząłem płakać. Straciłem Najważniejszą osobę w moim życiu. Straciłem Marcelinę.Jestem prawie pewien, że pojechała do siebie, do Katowic. Wziąłem najważniejsze rzeczy, wsiadłem  do auta i postanowiłem tam jechać. Nie dam sobie bez niej rady, ona i Sara są dla mnie wszystkim.

Rok później

Oczami Łukasza
Nadal nie potrafię o niej zapomnieć. Sara także. Z tego co wiem od Agaty to układa sobie życie na nowo z kimś innym, beze mnie...nie jestem już w stanie nic zrobić. Wiele razy próbowałem jej to wszystko wyjaśnić, ale ona pozostawała nieugięta. Za dwa tygodnie wyprowadzam się z Dortmundu. Dostałem propozycję gry w Realu Madryt i się zdecydowałem. Może tam uda mi się zapomnieć i ułożyć życie na nowo, choć na pewno nie będzie to proste. Za bardzo ją kochałem, a właściwie to nadal kocham.

Oczami Marceliny
Jeszcze tylko kilka dni do mojego ślubu z Kubą. Poznaliśmy się już dość dawno na meczu. To on był  dla mnie największym wsparciem gdy rozstałam się z Łukaszem. Teraz śmiało mogę stwierdzić, że to on trzymał mnie przy życiu i nadal trzyma. Moje stosunki z tatą również się poprawiły. Nie jest nie wiadomo jak, ale na pewno lepiej niż kilka miesięcy temu. Z Magdą znalazłam wspólny język i różnica wieku między nią  a tatą przestała mi przeszkadzać. Od Błaszczykowskich wiem, że Łukasz za kilka tygodni będzie graczem Realu. Mimo tego co mi zrobił życzę mu jak najlepiej i mam nadzieję, że tak jak ja odnajdzie szczęście.
Teraz nie pozostało mi nic innego jak przygotowania do wesela. Myślę, że historia z Łukaszem była mi pisana, bo gdyby nie to za kilka dni nie miałabym zaszczytu zostać panią Kosecką.

----------------------------------------------------------------------
Dziękuję Marzenie Jaz za pomoc w napisaniu tego ostatniego rozdziału :)
Podziękowania również dla:
-zanetka348
-WildChild09
-Aleksandry Siemieniec
-Izy Tarnoś
-Isabell Błaszczykowskiej
-lolaaa
za to, że zawsze czytałyście to opowiadanie.
Możecie znaleźć mnie teraz tu: http://robert-anna-story.blogspot.com/

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 17

Łukasz
Obudziłem się w momencie gdy ktoś mną potrząsał.
-Marcelina?!-krzyknąłem tak głośno, że obudziłem chyba połowę Dortmundu.
-Spokojnie. Chyba coś złego Ci się śniło, bo strasznie krzyczałeś.
-Boże! To ty, naprawdę Ty. Już myślałem, że na zawsze Cię straciłem.-powiedziałem jak najszybciej umiałem i mocno ją przytuliłem.
-Wariacie! Udusisz mnie zaraz, a tak poza tym to nigdzie się nie wybieram, więc śpij dalej.
-Nie mogę, miałem okropny sen i nie dam rady.
-To jak nie zaśniesz to opowiedz mi ten sen.
-Śniło mi się, że Cię zdradziłem, ty wyjechałaś i popełniłaś samobójstwo...już nigdy więcej cię nie mógłbym zobaczyć, dotknąć...
-Oj Łukasz, Łukasz. Nigdy więcej nie oglądasz Titanica! Nigdy! A teraz dobranoc.-powiedziała śmiejąc się i odwróciła się w druga stronę układając się do snu. Poszedłem w jej ślady i przytulając się do mojej ukochanej zasnąłem.

Marcela
Rano obudziłam się jako pierwsza. Łukasz jeszcze spał. Zeszłam na dół a tam Sara oglądała bajki w salonie.
-Nie śpisz już słonko?
-Nieee. Obudziłam się wcześniej, bo Tuńczyk* nie dawał mi spać. Nakarmiłam go i przyszłam oglądać Bolka i Lolka.
-A co chcesz na śniadanie?
-Naleśniki.-powiedział za nią Łukasz stojący przy schodach.-Najlepiej z nutellą i polewą truskawkową.
-Zdaje mi się, że piłkarz powinien dbać o linię.-powiedziałam idąc w stronę kuchni.
-Ale jeśli w grę wchodzą Twoje naleśniki to nie ma diety.
-Hahaha. Zabawne. Chodź mi lepiej pomóc jeśli chcesz mieć kuchnię w całości.
-Twój superman już leci pani kapitan.-powiedział i zaczął biec do kuchni podskakując.
-Debil....
Po tym jak zjedliśmy śniadanie Łukasz odwiózł Sarę do przedszkola i sam pojechał na trening. Ja ogarnęłam trochę dom i zrobiłam zakupy. Ciągle chodziło mi po głowie to co Łukasz powiedział o swoim śnie. Zdradził mnie a ja popełniłam samobójstwo. Nie to jakaś paranoja-pomyślałam. Jednak po chwili zmieniałam zdanie i byłam już w drodze do wróżki. Tak ja Marcelina Wasilewska szłam do jak miałam w zwyczaju to nazywać " pustej złodziejki" żeby dowiedzieć się 'prawdy' o swoim związku. Niepewnie weszłam do środka.
Jednak od razu tego pożałowałam.
-Chcesz znać prawdę?
-Tak.
-Jesteś pewna?
-Tak!
-A więc, widzę.... widzę kobietę, blondynkę...z mężczyzną.
-I?
-I śmierć. Bolesną, w cierpieniach....-nie dałam jej dokończyć.
-Pieprzysz głupoty idiotko!-krzyknęłam i wybiegłam z jej "gabinetu".
Starałam się zapomnieć o tym co mi powiedziała, ale nie potrafiłam. A co jeśli ma rację? A co jeśli sen Łukasza i jej słowa to jakaś zapowiedź? Zapowiedź czegoś strasznego? Zapowiedź mojego końca?


----------------------------------------------------------
Przepraszam Was za wszystkie łzy, które wylałyście przy
ostatnich rozdziałach. Nie mogłam od razu napisać, że to
wszytko to tylko sen Łukasza.
A tak zbaczając z tematu opowiadania to jestem mega
dumna z dzisiejszego gola Łukasza. <3 Nie wygraliśmy,
ale Piszczu jest mistrzem. :D

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 16

Łukasz
Właśnie lecimy na pogrzeb Marceli. Nie jestem w stanie z nikim rozmawiać, nadal nie dotarło do mnie to co się stało. Ciągle mam nadzieję, ze to tylko głupi sen i zaraz się z niego obudzę widząc ją śpiącą obok.
To wszystko jest wyłącznie moją winą. Gdybym nie postąpił tak wobec niej to nadal byłaby ze mną. Szczęśliwa...

Marcin (Wasyl)
Nigdy nie myślałem, że znajdę się na pogrzebie mojej siostry. Nigdy! Nie wiem jak dalej potoczy się moje życie bez niej. Bez osoby, z którą kłóciłem się całe dotychczasowe życie tylko po to aby za kilka godzin znowu być najlepszym przykładem rodzeństwa.
Na pogrzeb przyszła masa ludzi. Przyjaciele, rodzina, znajomi, a nawet ludzie, których nigdy wcześniej nie widziałem. Byli wszyscy piłkarze naszej reprezentacji, pomimo tego, że nie znała się z nimi wszystkimi.  Byłem im bardzo wdzięczny za to wsparcie, które dawali mi, ojcu, a także Łukaszowi, który chyba najbardziej to przeżywa, bo nie rozmawia z nikim. Nawet z własną córką.
Po mszy w kościele wszyscy udali się na cmentarz. Paulina wygłosiła mowę, przy której nawet ja płakałem. Później przyszła kolej na mnie. Nie przygotowałem nic, bo w takich momentach sie o tym nie myśli. Powiedziałem to co myślałem:
Nie wiem co zrobię jak przyjadę do domu a jej nie będzie. Już nigdy nie powie mi, że nawaliłem. Nigdy mnie nie pocieszy. Miała tylko 20 lat. Dlaczego to musiała być ona? Wiem, że nikt z nas nie zna na to odpowiedzi. Nie zawsze była uśmiechnięta, ale ostatni rok był zapewne najlepszym w jej życiu. Jak napisała w swoim liście do nas w ostatnim czasie w jej życiu pojawił się ktoś kto wniósł do niego aż tyle ciepła i radości..Prosiła abyśmy nie płakali, nie smucili, nie obwiniali się. Zgodzę się z nią z braniem na siebie odpowiedzialności za jej śmierć, ale siostrzyczko jak po tobie nie płakać?! Napisałaś, ze na zawsze będziesz przy nas wszystkich, my Ciebie też nie opuścimy i zawsze będziesz dla nas ważna. A dla mnie nadal jesteś i będziesz moją malutką siostrzyczką. 
Po mnie niespodziewanie zaczął przemawiać Łukasz. Większość z nas to zdziwiło, bo od kiedy powiedział Sarze o śmierci Marceli nie zamienił z nikim ani słowa.
Ostatni rok dzięki niej był dla mnie czymś wyjątkowym. Czymś co sprawiło, że moje życie nagle nabrało sensu. Popełniałem wiele błędów, ale ona zawsze mnie wspierała. Teraz gdy jej nie ma....nie wiem, po prostu nie potrafię. Kocham ją i zawszę będę niezależnie od wszystkiego. Bo to ona daje mi nadzieję na to, że warto, że warto żyć i nie poddawać się. Pamiętam jak jeszcze całkiem nie dawno powiedziała mi, że nie mogę się podać bo tak robią tylko ludzie nic nie warci. Więc dlaczego ty to zrobiłaś?-powiedział spoglądając na jej wielkie zdjęcie postawione obok wieńców.-Dlaczego?-zaczął płakać i wrócił na swoje poprzednie miejsce.

Łukasz
 6 miesięcy później
Nadal nie wróciłem do grania. Od ponad 5 miesięcy mieszkam z Sarą w Katowicach. Stąd mamy blisko na grób Marceliny. Jesteśmy tam codziennie. Rozmowy z nią są dla mnie ukojeniem. Zawsze gdy tam jestem czuję jej obecność. To właśnie dzięki temu postanowiłem dać sobie drugą szansę...nadal się obwiniam o jej śmierć, ale myśli o tym są już całkiem inne niż w dniu jej śmierci, pogrzebu. Coraz częściej moje myśli sięgają powrotu do Dortmundu, skończenia tej przerwy i powrotu do gry. Jednak jak na razie nie potrafię się na to zdecydować, nie mógłbym odwiedzać jej codziennie.
Siedzę właśnie w salonie i oglądam nasze wspólne zdjęcia. Wakacje, mecze, codzienność. Już nigdy tego nie poczuję. Znalazłem ten album w jej mieszkaniu w Katowicach. Postanowiłem go wziąć, nigdy wcześniej nia zaglądałem do niego. Dopiero dzisiaj się na to odważyłem. Jej uśmiechnięta twarz...zdjęcia jej, moje, Sary, nasze. Już nigdy nie przeżyjemy czegoś takiego. Na ostatniej stronie albumu jest biała koperta z moim imieniem. Nie wiem czy powinienem ją otwierać, ale ciekawość jest silniejsza ode mnie. Szybko rozpieczętowuję ją i zaczynam czytać list, który się w niej znajduje.

 Kochany Łukasz.
Na pewno minęło już sporo czasu od mojej śmierci. W końcu ten album był głęboko schowany. Wiem, że dla nikogo z Was nie postąpiłam dobrze. Wiem, ze tym co zrobiłam zraniłam i Ciebie i Sarę, ale nie po to piszę ten list. Chciałam Ci w nim napisać, że ta decyzja nie była związana z Tobą. Od zawsze chciałam skończyć ze swoim życiem, ale nie potrafiłam zebrać się na taką odwagę. Poznałam Ciebie i pokochałam Cię jak nikogo innego. Nikt nie dał mi tyle szczęścia co Ty i Sara. Zawsze i wszędzie przy was będę. 
Nie chcę, abyś się załamał i obwiniał. Proszę nie rób tak. Ułóż sobie życie na nowo. Znajdź sobie kogoś godnego Ciebie i Sary. Nie pozwól jej nigdy skrzywdzić, bo jest niesamowitym człowiekiem, tak samo jak ty. Oboje macie w sobie coś czego nie potrafię nazwać. Coś co sprawia, ze przy Was każdy jest szczęśliwy.
Mam do Ciebie dwie prośby, które musisz spełnić. Po pierwsze ułóż sobie życie na nowo i bądź szczęśliwy.
A po drugie nie poddawaj się i dąż do spełnienia swoich marzeń. Zostań najlepszym piłkarzem świata i pamiętaj o mnie. 
                                                                                                    Marcelina

Może nie było to coś niezwykłego, ale dało mi do myślenia. W ciągu kilku sekund podjąłem decyzję o swoim dalszym życiu. Wstałem, poszedłem do kuchni i zrobiłem to co powinienem w takiej sytuacji.

-------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję Wam za aż tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem :)
Postanowiłam, że teraz poprowadzę to opowiadanie tak jak będziecie chcieli.
A więc piszcie co chcecie, aby działo się w życiu Łukasza.



sobota, 16 marca 2013

Rozdział 15

Tak na wstępie ten rozdział w pełni dedykuję dziewczynie o nicku 'zanetka348'. Dlaczego jej? Za to, że jest ze mną od samego początku. Nie tylko tu, ale na każdym opowiadaniu, które piszę i pisałam. Twoje słowa pod każdym rozdziałem są niesamowitą otuchą i dają ogromną radość. Nie wiem jak mogę Ci za to podziękować...zawsze jak pojawia sie jakaś chwila zwątpienia to po przeczytaniu tego co piszesz w komentarzach od razu mija. Dziękuję za wszystko. <3


--------------------------------------------------------------------
(...)
otworzyłam drzwi od sypialni i zobaczyłam Łukasza. Nie był sam. Obok niego była jakaś wytapetowana blondyna. Zastałam ich w bardzo dwuznacznej sytuacji. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach i od razu wybiegłam z domu Łukasza. Słyszałam jego wołanie za mną, ale nie miałam zamiaru wracać. Wsiadłam do samochodu i odjechałam z piskiem opon. Nie chciałam jechać do Marco, bo wiedziałam, że będzie miał przeze mnie tylko niepotrzebne problemy. Poszłam na noc do jakiegoś pierwszego lepszego hotelu. Rano wiedziałam, że Piszczek ma trening więc pojechałam do jego domu zabrać swoje rzeczy. Tak jak przypuszczałam nie było go w środku. Spakowałam wszystko co należało do mnie, zostawiłam tylko to co dostałam od Łukasza. Rozejrzałam się po raz ostatni po domu. Zdjęłam z szyi łańcuszek, który zawsze podobał się Sarze i zostawiłam u niej na łóżku, wzięłam też z albumu jej zdjęcie i włożyłam bagaże do samochodu. Po 30 minutach byłam już poza Dortmundem. Wracałam do Katowic. Nie powiedziałam nikomu o mojej decyzji, bo wiedziałam, że oni wygadają się Łukaszowi. Po ponad 9 godzinach monotonnej jazdy byłam już w mieszkaniu. To tu wszystko się zaczęło, poznałam tu Łukasza. Zostawiłam rzeczy w przedpokoju i poszłam na cmentarz. Spędziłam tam całą noc. Siedziałam i rozmawiałam z mamą. Nie bałam się, bo wiedziałam, że ona nade mną czuwa i nie stanie mi się krzywda.
Około 4 nad ranem wstałam z ławki i poszłam w kierunku domu. Weszłam do środka i zakluczyłam drzwi.
Wyjęłam kartkę i zaczęłam pisać:

Nigdy nie byłam idealna, wiem o tym doskonale. Nigdy nie dawała z siebie wszystkiego. Jednak ostatnio w moim życiu pojawił sie ktoś kto wniósł do niego tyle ciepła i radości co nikt inny przez cały okres jego trwania. Powiedzcie jej, że ten łańcuszek, który zostawiłam na jej łóżku należy do niej. 
Przeproście też ode mnie tatę i Magdę, za to, że nie zaakceptowałam ich związku. Przepraszam, ale nie potrafiłam. Całe życie krzywdziłam wszystkich po kolei, ale niestety taka zawsze byłam... nie chcę żebyście przeze mnie płakali. Nie chcę smutku i rozczarowania oraz obwiniania się. Uszanujcie chociaż to, potraktujcie to jako moją ostatnią wolę. 

                                                                na zawsze będę przy Was wszystkich. Pamiętajcie!
                                                                                    Marcelina


Położyłam kopertę z listem na widocznym miejscu i wyjęłam z szafki tabletki. Łykałam wszystkie, które były. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie użyję żyletki, tak też było i w tym przypadku. Wzięłam kilka paczek leków nasennych i popiłam dużą ilością wody. Położyłam się na łóżku i zasnęłam....

Oczami Sary
Od kilku dni nie widziałam Marceli. Tatuś bardzo źle zrobił, że był w domu z tą panią. Nie znam jej i wcale nie była dla mnie miła, tatuś obiecał mi, że już nigdy więcej do nas nie przyjdzie i że Marcelinka wróci do nas już za niedługo. Nie wiem dlaczego ale w domku nie było żadnych jej rzeczy, był tylko jej łańcuszek z serduszkiem, który miała od swojej mamy, która umarła. Zostawiła go u mnie na łóżku. Nosiłam go cały czas przy sobie. Pytałam też cioci Agaty i Ewy i wszystkich wujków o ciocię, każdy z nich mówił, że wróci, ale minął już ponad tydzień, a jej dalej nie było. Nawet do mnie nie zadzwoniła.  Było mi strasznie przykro. Kochałam go tak jak własną mamusię.
Zeszłam do kuchni i zobaczyłam, że tatuś płacze. Nie wiedziałam co się stało, gdy go o to pytałam nie odpowiadał mi nic. W końcu obrócił się w moją stronę i mocno mnie przytulił. Strasznie bałam się, że stało się coś złego, bo nigdy nie wiedziałam jak tatuś płacze.
-Co się stało?-pytałam kilka razy, aż w końcu tatuś mi odpowiedział
-Marcelina umarła, nie ma jej już.-powiedział i zaczął jeszcze bardziej płakać ja też.
Nie wierzyłam, ze już nigdy nie zobaczę jej uśmiechniętej i nie pobawię się z nią....

-------------------------------------------------------------------------------
Od razu mówię, ze to nie jest jeszcze koniec tego opowiadania. Mam w planach
jeszcze co najmniej 10 rozdziałów.
6-7 komentarzy=nowy rozdział.
                                                                                                             

Rozdział 14

3 dni później
Tak jak obiecałam Łukaszowi odebrałam Sarę i miałam zamiar spędzić z nią 2 dni aż do jego przyjazdu.
Gdy tylko weszłyśmy do domu mała od razu zabrała się za zabawy ze swoim ukochanym psem, a ja za przygotowywanie czegoś w stylu obiadu. Nie byłam dobrą kucharką i nie dało się tego ukryć. Z pomocą książki kucharskiej zrobiłam kalafiorową zapiekankę, którą zjadłyśmy razem z Sarą. Po obiedzie poszłyśmy na małe zakupy,a potem na plac zabaw. Nie sądziłam, że zabawa na huśtawkach nadal będzie sprawiała mi radość. Spędziłyśmy tam ponad 3 godziny. Gdy już byłyśmy zmęczone wróciłyśmy do domu.
Wieczorem oglądałyśmy ulubione filmy Sary, czyli kilka części przygód bliźniaczek Mary-Kate i Ashley.
Po naszym seansie obie położyłyśmy się w sypialni i nie wiedząc kiedy zmorzył nas sen.
Rano obudziłam się, ponieważ Sara łaskotała mnie, a gdy przestała skakała po łóżku tak, że mało co z niego nie spadła. Szybko zjadłyśmy śniadanie i zbierając ostatnie potrzebne rzeczy wsiadłyśmy do taksówki, która już na nas czekała. Nikt nie wiedział o tym, że lecimy do Polski. Chciałyśmy zrobić niespodziankę Łukaszowi. I ja i Sara zdawałyśmy sobie sprawę z tego jak ważny jest dla Łukasza ten mecz z Ukrainą.
Po 20 minutach byłyśmy na lotnisku w Dortmundzie. Odprawa i inne niezbędne procedury odbyły się bardzo szybko, więc nie musiałyśmy długo czekać. Lot przebiegł spokojnie. Cały czas rozmawiałam z Sarą. Ta dziewczynka była kolejnym dowodem na to, że wiek to tylko liczba. Dogadywałam się z nią lepiej niż z niejedną przyjaciółką. Fakt, że nie mogłam z nią rozmawiać o wszystkim, ale pomimo tego była dla mnie kimś niesamowicie ważny. Z lotniska udałyśmy się taksówką do hotelu. Znajdował się bardzo blisko stadionu. Po zameldowaniu się i rozpakowaniu w pokoju nie miałyśmy co robić, więc wybrałyśmy się na spacer po stolicy. W każdym miejscu było czuć klimat dzisiejszego meczu. Kibice chodzili po mieście w biało czerwonych strojach i z pomalowanymi twarzami śpiewając radosne przyśpiewki. Byłyśmy na starym mieście, a także koło pałacu kultury. Nie miałyśmy czasu zwiedzać więcej, ponieważ zbliżała się godzina 19, a musiałyśmy się przyszykować.
O 20 szłyśmy na stadion ubrane w czerwone spódniczki, białe bluzki reprezentacji z numerem 26 i nazwiskiem Piszczek. Miałyśmy też namalowane flagi naszego kraju na policzkach. Kupując bilety wybrałam trybuny nieco oddalone od trybun, na których siedziały rodziny piłkarzy. Nie chodziło mi tylko o to, żeby Łukasz nas przypadkiem nie zobaczył, ale o to, że chciałam uniknąć konfrontacji z Magdą. Wiedziałam, że ojciec na pewno zabrał ją na ten mecz. Po niespełna 15 minutach pobytu na stadionie piłkarze wyszli na murawę. Najpierw został odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego, a następnie hymn Ukrainy. I rozległ się pierwszy gwizdek. Pierwsza połowa tego spotkania nie zakończyła się dla nas dobrze. Ukraina prowadziła aż 2 golami, jednak ani kibice ani piłkarze nie zamierzali się poddawać. Na samym początku drugiej połowy Lewandowski zdobył pięknego gola z asystą Kuby, a w 81 minucie piłę do siatki skierował nikt inny jak Łukasz. Przez sędziego zostały doliczone 3 minuty spotkania i nasze orzełki nie zamierzały tego zmarnować. Pod sam koniec meczu gola zdobył Kuba. Takim oto sposobem wybraliśmy z Ukrainą 3:2. Kibice dosłownie oszaleli.
Po tym jak część kibiców opuściła stadion udało się nam przecisnąć i pójść do Łukasza. Pan z ochrony nie chciał nas wpuścić, ale gdy Sara ugryzła go w rękę krzycząc, że chce do taty ten machnął ręką i kazał nam iść gdzie pieprz rośnie. Pod szatnią spotkałyśmy inne dziewczyny i żony piłkarzy. Aga od razu zbulwersowała się, że jak ona mogła nic nie wiedzieć, że tu będziemy, ale po chwili jej przeszło. Spotkałam też żonę mojego brata-Joannę. Zamieniłyśmy ze sobą kilka słów i umówiłyśmy się na jutro na kawę.
Kiedy w końcu piłkarze wyszli z szatni zaczęli witać się ze swoimi rodzinami. Gdy Łukasz zobaczył mnie i Sarę na jego twarzy wymalował się ogromny uśmiech. Sara od razu podbiegła do niego i wskoczyła mu an ręce. Kiedy mała w końcu się od niego oderwała i pobiegła do wujków przywitałam się z Łukaszem i pogratulowałam mu tak świetnego meczu. On sam nie ukrywał tego, że jest z siebie niesamowicie dumny.
Niestety piłkarze musieli wracać autokarem do swojego hotelu. Z Łukaszem miałyśmy zobaczyć się dopiero w Dortmundzie.
Kiedy wyszłyśmy ze stadiony poszłyśmy od razu do hotelu, jednak ani ja ani Sara nie mogłyśmy zasnąć. Dopiero nad ranem nam się to udało. O 12 zadzwonił budzik i zbierałyśmy się na samolot. Po 15 byłyśmy już pod domem. Zdziwiłam się, że Łukasz już jest, ale ucieszyło mnie to. Jednak gdy tylko weszłam do środka szybko zmieniłam zdanie....

------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam, że nie może być aż tak kolorowo i trochę namieszam
w ich życiu...znowu. :)
co najmniej 6 komentarzy=nowy rozdział.

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 13

Miesiąc później

Marcelina
Może to zadziwi każdego z Was, ale zamieszkałam z Łukaszem i Sarą. Kocham ich obojga. Z Sarą dogaduję się świetnie. Nigdy nie myślałam, że taka mała istota może wnosić aż tyle radości do szarego życia. Dzięki niej wszystko staje się kolorowe i takie banalnie proste. Nawet przeciwności są błahe. Ta różnica wieku, która jest między mną a Łukaszem pomimo moich początkowych obaw nie stanowi żadnych problemów, wręcz przeciwnie tylko umacnia nasz związek i daje siłę. Z ojcem nadal nie utrzymuję kontaktów, nie chcę mieć z nim nic wspólnego po tym jak wybrał tego pustaka-co do niej również zdania nie zmieniłam i nie mam zamiaru. Z Marcinem znowu mamy takie kontakty jak kiedyś, a Paulina za tydzień przeprowadza się do Dortmundu. Znalazła tu pracę jako psycholog w BVB. Potrzebowali kogoś świeżego, a ona doskonale się do tego nadaje. Ja poszłam na studia i pracuję w gazecie "Dortmund". Nie jest to praca moich marzeń, ale nie mogę narzekać. Mam swoje dwie strony w tygodniku. Prowadzę rubrykę z poradami dla nastolatek i nie tylko. Ludzie wysyłają do nas swoje listy, a ja na nie odpowiadam. Nie jako psycholog czy jakiś inny specjalista. Po prostu jako człowiek i to mi się w tej pracy podoba. Nie zarabiam 'kokosów', ale mi ta pensja wystarczy.

Łukasz ma akurat wolne, więc postanowiliśmy wyjechać na 5-dniowe wakacje. Wspólnie-we trójkę.
Muszę przyznać, że jestem nie mniej podekscytowana od Sary. Dlaczego? Nigdy nie byłam na Jamajce, a c poza tym od zawsze o tym marzyłam. Jak zwykliśmy ostatnio wszystko robimy na ostatnią chwilę, tak jest też z tymi wakacjami. Mamy samolot o 3 w nocy, jest już 20, a my nawet nie jesteśmy spakowani. Szybko biegam w tą i z powrotem w poszukiwaniu mojego ulubionego bikini. Gdy je znajduję robię kolację i po jej zjedzeniu wszyscy idziemy spać.

Łukasz
Znowu ten budzik. Przysięgam, że kiedyś go rozwalę. Niechętnie wstaję i wyłączam urządzenie. Marcelina nadal śpi więc nie budząc jej idę i robię śniadanie. Wracam i staram się ją obudzić, jednak to zadanie do łatwych nie należy. W końcu udaje mi się. Przybiega do nas Sara i wspólnie jemy szybko śniadanie. Do samolotu została nam godzina, więc również jak najszybciej potrafimy ubieramy się i jedziemy taksówką na lotnisko. Odprawa przebiega dość sprawnie, dzięki czemu po 30 minutach jesteśmy na pokładzie samolotu. Sarę od razu zmorzył sen, a Marcela zawzięcie czyta listy od czytelników.

Marcelina
Po kilku godzinach jesteśmy na miejscu. Zdążyłam odpowiedzieć na parę listów, dzięki czemu będę miała mniej pracy jak wrócę. Taksówką dojeżdżamy do naszego ośrodka. Zajmujemy domek z dwoma sypialniami i salonem. Jest śliczny. Nie raz z Pauliną planowałyśmy takie wakacje, ale nie miałam pojęcia, że takie coś na prawdę się spełni.

Pierwszy dzień spędziliśmy tylko i wyłącznie na plaży. Razem z Sarą bawiliśmy się w wodzie jak małe dzieci. Kolejne dni były już dokładnie zaplanowane przez Łukasza. Zwiedzanie, zwiedzanie i jeszcze raz zwiedzanie. Momentami miałyśmy z Sarą serdecznie dojść. Piłkarz co chwilę pokazywał nam nowe miejsca, ale nam na prawdę nie chciało się całymi dniami chodzić i oglądać. Fakt zainteresowało nas kilka miejsc, ale to kilka a nie kilkanaście. W trzeci dzień za namową małej zaczęłyśmy nazywać Łukasza panem przewodnikiem. Niezły był z tego ubaw. Ostatni dzień nasz prywatny przewodnik bez żadnych pretensji zgodził się spędzić z nami na plaży.

5 dni minęło strasznie szybko. Nie zdążyliśmy się obejrzeć a wracaliśmy do Dortmundu. Sara do przedszkola, Łukasz na jeden dzień do domu, a potem na zgrupowanie reprezentacji, a ja do pracy. Za dwa dni miała przyjechać Paula. Obiecałam jej pomóc z urządzeniem mieszkania, które kupiła.
W dodatku miałam na głowie jeszcze Marco, który poznał jakąś dziewczynę. Łaził za mną już od dłuższego czasu, bo chciał mi ją przedstawić. Zgodziłam się przyjść od razu na drugi dzień po powrocie z wakacji.
Niczego nieświadoma pojechałam odwieść Łukasza na lotnisko, a sama pojechałam do Marco. Otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Kiedy weszłam do salonu oniemiałam. Stał tam nikt inny jak Milena?! Siostra tej wrednej jędzy Magdy. Obie patrzyłyśmy na siebie jakbyśmy zobaczyły ducha.
-Skąd ją znasz?!-krzyknęłam do Marco.
-Poznaliśmy się kiedyś na meczu no i..
-Nie kończ. Wiedziałaś, że to mój przyjaciel prawda?
-Jakbym wiedziała to bym tu nawet nie przyjechała. Sorry Marco, ale było minęło. Jeśli coś łączy cię z nią to ja nie mam ochoty dusić się w takim związku. Nie lubimy z Marceliną, więc sajonara.-powiedziała i zarzucając swoimi platynowymi włosami wyszła z mieszkania stukając obcasami od różowych kozaków.
-Marco czy ty do końca zdurniałeś?-zapytałam bezradnie siadając na sofie.
-Ja ją kocham i pojade do Polski jej szukać.
-Chcesz to dam ci jej adres.
-Skąd masz?-zapytał z iskierkami w oczach.
-To była ironia. Chociaż znając życie zdążyła się już wprowadzić do domu mojego ojca. Milena jest siostrą Magdy, tej latawicy, która perfidnie wykorzystuje mojego ojca i wrabia go w bachora.
-Co? One są spokrewnione? Dzięki Bogu, ze się zabezpieczałem, bo jakby wyszło z tego takie małe Marciątko, które byłoby takie walnięte jak jej siostra. Ufff.
-Jednak jesteś idiotą. Te Twoje małe Marciątka i tak będą walnięte po tatusiu.-powiedziałam i poczochrałam go po włosach.-Będę już szła, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Pa
-Pa, pa.

Pojechałam po Paulę na lotnisko. Jej nowe mieszkanie znajdowało się bardzo blisko domu Łukasza. Cieszyłam się, bo to zapowiadało, że będziemy się dość często odwiedzać. Pojechałyśmy do pobliskiej IKEI po jakieś dodatki, które Paulina potrzebowała do wykończenia mieszkania. Po południe spędziłyśmy razem. Niestety musiałyśmy się pożegnać, bo miałam jeszcze dużo roboty. Jutro wracałam do pracy i miałam dać odpowiedzi na listy do druku, a same się nie napiszą. Skończyłam około godziny 21, zadzwoniłam jeszcze do Łukasza i rozmawiałam z nim przez ponad godzinę. Posprzątałam trochę i położyłam się do łóżka. W tym domu było niesamowicie pusto bez Sary i Łukasza. Mała wracała za 3 dni, bo pojechała na wycieczkę, a Łukasz za 5. Czekało mnie kilka spędzonych samotnie nocy, ale wiedziałam, że nic nie jest w stanie przerwać mojego szczęścia.

__________________________________________________
Dziękuję wszystkim, którzy komentują. To daje niesamowitą radość.
I mam do Was ważne pytanie.
O kim chcecie kolejne opowiadanie:?
-Robert Lewandowski
-Damien Perquis
-Jakub Błaszczykowski.
Mam pomysł na 3 opowiadania o tych piłkarzach i nie wiem, którego
z nich wybrać. :) Liczę na to, że mi pomożecie.

A tu macie zdjęcia domu Łukasza, Marceli i Sary:

Dom z zewnątrz:

Salon 

Kuchnia

Sypialnia Łukasza i Marceli

Pokój Sary



środa, 13 marca 2013

Rozdział 12


Isabell Błaszczykowska dziękuję za Twoje wsparcie. Jak widzę komentarze, które dodajesz od razu pojawia mi się uśmiech na twarzy :)

(...)
-Kuba, Kuba, on...jest w szpitalu.-powiedziała i zaniosła się jeszcze większym płaczem
-Jakim szpitalu do cholery?!-krzyknął Marco i pobiegł po telefon, aby zadzwonić do Łukasza.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, Aga siedziała i płakała nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
-Aga w jakim jest szpitalu? Powiedz nam tylko to i obiecuję nikt nie zada Ci już żadnego pytania.
-Knappschaftskrankenhaus.-w tym samym momencie wrócił Marco i powiedział, że Łukasz będzie tu za chwilkę.
-To zrobimy tak. Ty pojedziesz z Agą do szpitala, a ja z Oliwką poczekam na Łukasza, zawieziemy ją do Cathy i do was dojedziemy.
-Dobra, to my jedziemy. Chodź Aga.-wziął ją pod rękę i oboje wyszli z mieszkania.
Po 10 minutach przyjechał Łukasza.
-Marcela, błagam Cię powiedz mi co mu jest!...-krzyczał
-Nie wiem. Aga powiedziała tylko nazwę szpitala i pojechała tam z Marco. Zawieziemy Oliwkę do Cathy i też tam pojedziemy. 
-Okej. Ale to nic poważnego prawda?-zapytał z nadzieją
-Nie mam pojęcia Łukasz. Przykro mi.
Odwieźliśmy małą do Cathy i po 30 minutach siedzieliśmy na korytarzu razem z Marco i Agą. Nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Wiedzieliśmy tylko, że Kuba ma teraz jakąś operację. Byłam strasznie wkurzona na tych lekarzy. Jakby stała im się krzywda gdyby, któryś z nich powiedział nam co jest Kubie. W końcu z sali wyszedł jakiś gościu po 40 i raczył nas powiadomić, że operacja się powiodła i życiu Błaszcza już nic nie zagraża. 
-Mógłby szanowny pan powiedzieć jaka to była operacja i z jakiego powodu?-zapytałam dość ostro.
-Trochę szacunku panienko.-chciałam mu coś odpowiedzieć, ale Łukasz mnie powstrzymał.-U pana Błaszczykowskiego nastąpiło zatrzymanie akcji serca.
-Ale jak to?-zapytał Marco-Przecież Kuba na nic nie chorował.
-Tak, ale ilość alkoholu jaką spożył ostatniej nocy ostro dała mu się we znaki. Przepraszam, ale muszę iść do pacjentów. Zaraz przyjdzie do państwa pielęgniarka.
-To wszystko moja wina.-powiedział Łukasz i ukrył twarz w dłoniach.
-Co?!-krzyknęłam
-Gdybym nie poszedł z nim do tego klubu nic by się nie stało. Przepraszam was, ale musze pobyć sam.-powiedział i opuścił szpital.
Pielęgniarka pozwoliła nam wejść do Kuby. Porozmawialiśmy z nim trochę i zostawiliśmy go samego z Agą. Cathy powiedziała, że nie odda  nam Oliwki i mała dzisiaj zostaje u niej. Poprosiłam Marco, żeby zawiózł mnie do Łukasza, a on pojechał do swojego mieszkania.
Dość długą chwilę dobijałam się do drzwi piłkarza. Nie otwierał. Zobaczyłam, że okno na tarasie jest otwarte. Dzięki temu bez problemu weszłam do jego domu. Siedział na kanapie w salonie i gapił się w sufit.
-Mógłbyś chociaż otworzyć.-powiedziałam i usiadłam obok niego. Nie uraczył mnie nawet spojrzeniem.-Łukasz to nie Twoja wina. Kuba nam wszystko opowiedział. Wyszedł z klubu z jakimiś kolegami to z nimi doprowadził się do takiego stanu, a poza tym jest z nim już wszystko w porządku.
-Gdyby było w porządku to nie byłby teraz w szpitalu.-powiedział
-Musi zostać tylko kilka dni na zwykłej obserwacji. Nic mu nie jest.-powiedziałam tak głośno, że słyszeli mnie chyba nawet jego sąsiedzi i przytuliłam się do niego.-Będzie dobrze.
-Obyś miała rację.
-Ja zawsze mam.-powiedziałam, a na jego twarzy zagościł mały uśmiech.-Od razu lepiej jak się uśmiechasz.
-Pojedziesz ze mną do niego?-zapytał nagle
-Jasne, ale ja prowadzę. Te puszki na stole raczej same się nie opróżniły.
Po 20 minutach byliśmy w szpitalu. W sali Kuby nadal była Agata. Porozmawialiśmy trochę wspólnie, a potem zabrałam ją na kawę, żeby Łukasz mógł pogadać z Kubą.
-Nawet nie wiesz jak strasznie się bałam.-powiedziała-Gdyby nie Ty i Marco to nie wiem co bym zrobiła.
-Przestań. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło i Kubie nic poważnego już nie jest.
-Masz rację. Muszę jechać po Oliwkę do Cathy. Dziękuję Ci za to,  że ją do niej zawiozłaś, bo sama nie dałabym rady.
-Nie musisz nigdzie jechać, bo Cath powiedziała, że nie odda nam Oli do jutra. Dzisiaj zostaje u niej na noc.
-Nie wiem jak ja się jej odwdzięczę. 
-Jakby Cię teraz słyszała to dostałabyś kopa. Chodźmy już może. 
-Tak, tak. Zostawienie ich dwóch samych na dłuższą metę nie ma dobrych skutków.-powiedziała Aga i obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem. 

Łukasz
Siedziałem u Kuby już dobre kilka godzin, jednak i tak nie brakowało nam tematów. Głównym była Marcela. Przyjaciel nie dawał mi spokoju jeśli o nią chodzi. Namawiał mnie, żebym z nią poważnie porozmawiał. Tu musiałem mu przyznać rację. Postanowiłem, że jeszcze dzisiaj to zrobię 
Po chwili do sali weszły roześmiane Marcela i Aga. Pożegnaliśmy się i zostawiliśmy Kubę i Agę.
Zaprosiłem Marcelinę na kolację. Najpierw coś marudziła, że jest zmęczona, ale po chwili mi uległa. Umówiliśmy się, że o 19 po nią przyjadę. 

Marcelina
Szybko wbiegłam do mieszkania Marco, bo było już przed 18. Zaczęłam wyrzucać z szafy wszystkie spodnie i bluzki, buty i nie mogłam znaleźć nic fajnego.
-No, no, no. Ktoś tu idzie na randkę z Łukaszem i nie wie co na siebie założyć.-zaśmiał się Marco stojąc w drzwiach.
-Ale zabawne.-rzuciłam tylko i wróciłam do poszukiwań odpowiedniego stroju.
-Załóż tą. Będziesz wyglądać ślicznie.-powiedział i podał mi bluzkę.
-Serio? A jakie buty i spodnie.?-zapytałam
-Te. -wskazał na jeansy a potem na moje ulubione buty.
Szybko ubrałam się, pomalowałam, uczesałam włosy i pobiegłam do salonu do Marco.
-I jak?-zapytałam z nadzieją, ze powie, że ładnie
-Ulalala. Ślicznie wyglądasz. Zwalisz Łukasza z nóg.
-Tylko nie wiem, która torebka. Ta czy ta?
-Pierwsza.-powiedział i zadzwonił dzwonek do drzwi.-Pójdę otworzyć.
-Okej. 
-Ślicznie wyglądasz.-powiedział Łukasz wchodząc do salonu-Idziemy?
-Dziękuję. Tak jasne. Pa Marco.
Po chwili byliśmy już w samochodzie piłkarza. W radiu leciała akurat moja ulubiona piosenka, więc zaczęłam z przyzwyczajenia ją śpiewać. Dopiero gdy usłyszałam cichy śmiech Piszczka przestałam i momentalnie poczułam, że mam czerwoną twarz.
-Z rumieńcem też ładnie wyglądasz. A i świetnie śpiewasz.-powiedział, zatrzymał  auto i otworzył i drzwi. Zjedliśmy kolację, porozmawialiśmy i pojechaliśmy do niego. Gdy weszliśmy do domu od razu udaliśmy się w kierunku sypialni. 

_______________________________________________________________
Jestem chora, więc mam trochę czasu i postaram się dodawać rozdziały codziennie.
Nowy jutro=co najmniej 5-6 komentarzy . :)

Tak wyglądała Marcela na spotkaniu z Łukaszem: